sobota, 14 lutego 2015

Rozdział 6

Rozdział 6 - Będę cię chronił


       Kiedy przyszłam do domu, nikogo nie było, tak więc podeszłam do lodówki wzięłam lody waniliowe i poszłam do "mojego" pokoju. Rzuciłam się zmęczona na łóżko. Nie miałam już siły płakać... Jak być tu silną jeżeli cały świat stawia się przeciwko ciebie? Spojrzałam zrezygnowana na sufit, który był ozdobiony ślicznym malunkiem.  Gdy przyjrzałam się bardziej jednej postaci, dostrzegłam pewne podobieństwo. .., kogoś mi przypominał. .. Wtem do pokoju wbiegła zdyszana ciotka.
       - Lena! Boże, dziecko! Czemu na mnie nie poczekałaś w parku? Wiesz jak się martwiłam. .-rzekła i przytuliła mnie mocno do siebie -Co się stało?  Ktoś ci coś zrobił? -zapytała zmartwiona. Przez chwilę zastanawiałam się czy nie powiedzieć jej prawdy. Jednak stwierdziłam, że nie będę zachowywała się jak małe dziecko i nie będę skarżyła na innych.
       - Nie..., po prostu źle się poczułam... Teraz jest już dobrze... Ciociu?  Myślisz, że mnie zwolnią za to?- zapytałam się jej zestresowana. Może jednak nie byłam taka okropna? Dorothy w końcu załatwiła mi tą pracę, a ja jednak nie chcę sprawiać jej kłopotów i dopisać ją do listy osób, które są rozczarowane moim zachowaniem. Gdy spojrzałam się na nią dostrzegłam na jej twarzy lekki uśmiech, ale za to w oczach kłębił się smutek i rozczarowanie.
      -  Nie, skąd, że..., dzisiaj zadzwonię do Mirandy i wszystko jej wytłumaczę- rzekła I pocałowała mnie w czoło - Masz może ochotę na lemoniadę? - zapytała z uśmiechem, na co ją pokiwałam twierdząco głową. Ciotka z uśmiechem wyszła z mojego pokoju, zamykając za sobą drzwi. Spojrzałam na zachodzące już powoli słońce i postanowiłam się na chwilę gdzieś przejść.  Ubrałam na siebie szarą wkładaną przez głowę bluzę, zeszłam na dół i założyłam moje czerwone converse.
       - Gdzie idziesz?- zapytała ciocia, wyglądając z drzwi kuchni.
       - Mam ochotę się gdzieś przejść. Będę przed zmrokiem. Widziałam konsternację na jej twarzy, lecz po chwili pokiwała głową.
      - Dobrze, ale weź telefon i uważaj na siebie.., a może mam zadzwonić po Niall'a?- spytała się. Świetnie!  Na pewno do szczęścia jest mi potrzebny blondyn, przez którego również wpadłam do wody.
       - Nie.., umiem o siebie zadbać- odpowiedziałam I wyszłam na zewnątrz. Powietrze było ciepłe, ale od strony oceanu, wiał wiatr. Ruszyłam w prawo, kierując się w stronę dużego wieżowca.  Nie wiedziałam dokąd idę, ale miałam nadzieję, że się nie zgubię. Kiedy dotarłam do skrzyżowania, skręciłam ponownie w prawo i udałam się chodnikiem w stronę oceanu. Normalni ludzie, pewnie od razu po przyjeździe tutaj, udają się opalać na plaży.  Ja jednak nie byłam normalna. Po wydarzeniach zaistniałych w moim życiu, zawsze czułam się nieswojo w samym bikini. Po tym wszystkim już nigdy swobodnie nie będę się opalała i chodziła swobodnie wśród ludzi.
      Nim się spostrzegłam, wchodziłam na plażę, nadal zapełnioną ludźmi, wylegującymi się na ręcznikach. Zdjęłam buty i ruszyłam wzdłuż wody. Gdy fala lekko musnęła moją stopę, cicho zapiszczałam i uśmiechnęłam się sama do siebie. Ostatni raz kiedy byłam nad oceanem, miałam dziewięć lat i nie wiele z tego pamiętam. Wiele rzeczy teraz, wspominam z utęsknieniem. Kiedy byłam młodsza, nie przejmowałam się problemami i okrucieństwem życia dorosłego.  Nigdy nie spodziewałam się, że świat potrafi być tak okrutny. Nie sądziłam, że to właśnie ja będę ponosiła ból, który nieraz nie jestem w stanie unieść.
       Teraz już swobodnie mogłam chłodzić swoje stopy w słonej wodzie. Spojrzałam w oddali na zachodzące słońce i na kąpiące się dzieci w wodzie. Zrobiło mi się trochę wstyd i smutno..., miałam 17 lat i jeszcze nie potrafiłam pływać. Tutaj, w Australii nauka pływania,  pewnie rozpoczyna się w raz z narodzinami. Szkoda, że przez niektóre smutne i wstrząsające wydarzenia, przestałam prowadzić normalne życie. Nagle moje rozmyślania przerwał krzyk dziecka. Spojrzałam w stronę fal, zobaczyłam jakąś czarną postać, która unosiła się nad taflą wody i gdy mnie ujrzała natychmiast zniknęła...  Ujrzałam machającego rękoma i połykające wielkimi haustami powietrze człowieka. Tam topił się chłopiec. Rozejrzałam się przestraszona i szukałam wzrokiem jakiegoś ratownika. Nagle spostrzegłam tabliczkę z napisem plaża nie strzeżona! Świetnie!  Czy ludzie nie mają ani trochę rozumu? Bez zastanowienia rzuciłam trampki i wbiegłam do wody. Jej temperatura wstrząsnęła mną, ale ja biegam dalej. Woda sięgała mi już piersi, a chłopiec topił się jeszcze dalej ode mnie. Spostrzegłam jego przestraszony wzrok i próba uratowania siebie. Próbował uchwycić się czegoś, co mogło by mu pomóc w wynurzeniu się. Nagle wysoka fala uderzyła mnie, olewając całkowicie moje włosy i twarz. Zachwiałam się pod wpływem uderzenia, ale szłam dalej. Byłam już blisko.., nagle chłopiec całkowicie zanurzył się pod wodą i pozostał tam. Próbowałam jak najszybciej się do niego dostać ale woda dosięgała mi już ust. Wtem usłyszałam jak ktoś wola moje imię. Nie byłam w stanie się odwrócić.  Nagle czyjaś ręką złapała mnie za ramię I przyciągnęła do siebie.
      -Lena, co ty do cholery tu robisz?- zapytał znany przeze mnie, ochrypły głos.  Spojrzałam przestraszonym i zdenerwowanym wzrokiem na chłopaka w szarej koszulce, która już dawno przemokła.
       - Puść mnie!-załkałam - Tam się topi dziecko!- krzyknęłam i wskazałam na miejsce gdzie parę sekund wcześniej był chłopiec. Harry spojrzał się w wskazane przeze mnie miejsce i bez wahania zaczął płynąć w tamtą stronę. Ja w tym czasie próbowałam również nie utonąć.  Widziałam jak zielonooki nurkuje, aby uratować chłopca. Stałam tam już około minuty, a nikt się nie wynurzał. Serce przestało mi bić, a moje ciało już dawno zamarzło.  Gdy już miałam sama zanurzyć się pod wodę, nagle Harry wynurzył się, a na rękach trzymał dziecko, które się nie ruszało.  Spojrzałam przestraszona na Harry'ego, a on wskazał mi abym ruszyła na plażę.
       - Boże.., Harrryyyy...-zaczęłam szczękać zębami -Czy onnnn. ...-załkałam bezradnie.
- Nie - powiedział poważnie i spojrzał mi w oczy. Od razu zrobiło mi się ciepło na sercu - Musisz iść po ratownika- rzekł. Ja natychmiastowo kiwnęłam głową i pobiegłam na ląd. Chłodny wiatr owiewał moje mokre ciało, ale ja nie zważałam na nic, tylko pędziłam przed siebie,  bo doskonale wiedziałam, że ode mnie zależy czy te dziecko przeżyje. Po 50 sekundach odnalazłam ratownika, który rozmawiał z jakąś kobietą.
        - Po..pomocy!!!-krzyknęłam, a mężczyzna spojrzał się na mnie -Tam się topi człowiek!- zawołałam, a ten złapał swoją torbę i rzucił się biegiem za mną. Gdy dotarliśmy na miejsce, Harry robił sztuczne oddychanie.  Mężczyzna od razu zaczął ratować malucha. Moje serce biło jak oszalałe. Czas mijał nie ubłagalnie długo. Wtem ratownik spojrzał na nas zmachany i pokręcił przecząco głową. Nie mogłam w to uwierzyć. Zaczęłam zalewać się łzami i nie ubłagalnie krzyczeć.  Poczułam jak Harry przyciągał mnie do siebie i starał się pocieszyć. Nadal w moich uszach rozbrzmiewał przerażający krzyk dziecka, który chciał przeżyć. Biedni rodzice..., wypuścili swoją pociechę nad wodę, aby się pobawiło, a spotkają położone w małej trumience i z nie bijącym serduszkiem. Dotknęłam chłodnej rączki chłopca. Zalałam się kolejnymi łzami, gdy nagle dziecko zaczęło się krztusić wodą i podniosło się. Odskoczyłam przestraszona.  Ratownik zaczął coś mówić do chłopca, a ja zdziwiona patrzałam się na ożywiające ciało malucha. Poczułam jak Harry obejmuje mnie mocniej ramieniem i całuje mój policzek.
         - Już ciiii..., wszystko jest w porządku- rzekł.
W tym momencie ratownik odwrócił się do nas i powiedział, że musi spisać nasze dane oraz, że wszystko jest w porządku.  Gdy wstałam spostrzegłam, że wokół nas jest zebranych około 50 osób.  Harry podał wszystkie informacje o nas, co mnie trochę zdziwiło,skąd to wszystko wie, ale już nie dociekałam. Po chwili Harry dotknął mojego tułowia i przyciągnął do siebie. Spojrzałam na niego, a on przestraszony tym, że dotknął mnie bez zezwolenia, od razu puścił i zaczął się tłumaczyć.
         - Przepraszam...,Lena to nie tak..., ja nie chciałem- rzekł błagającym głosem.
         - Harry...,proszę przytul mnie- powiedziałam.  Była to jedyna rzecz na jaką miałam obecnie ochotę.  Ten spojrzał się na mnie zdziwiony, ale przyciągnął mnie ponownie do siebie. Staliśmy tam tak około 10 minut, a ja wdychałam piękny zapach jego ciała. Pachniał tanią wodą toaletowa i fiołkami oraz czymś co było trudne do określenia. .., bezpieczeństwem?
           - Lena?-spytał I lekko się ode mnie odsunął- Musimy już iść, bo jesteśmy cali przemoczeni. Będziesz chora...- rzekł i objął mnie ramieniem. Chwilę później, Harry stanął i ściągnął swoją koszulkę.
           - Co ty...- zapytałam przestraszona.
           - Lena...- spojrzał się na mnie zdziwiony- Nieee..., po prostu pomyślałem,że lepiej będzie gdy ściągnę tą mokrą bluzkę, wtedy się nie przeziębię- powiedział spokojnie i zaczął iść. Szłam obok niego i nic nie mówiłam.  Cały czas w mojej głowie tkwił obraz dzisiejszych zdarzeń. Spojrzałam na chłopaka i spostrzegłam, że ten patrzy się na mnie. Spojrzałam w jego piękne oczy i dostrzegłam w nich smutek.
            - Dlaczego sadzisz, że byłbym w stanie ciebie skrzywdzić? - zapytał od razu.
             - Nie wiem..., wiesz ja dużo przeszłam i trudno jest mi być przy jakimś. .., chłopaku- rzekłam zdziwiona swoimi zwierzeniami. Harry natychmiast zatrzymał się i spojrzał na mnie.
            - Lena, czy ktoś ci coś zrobił? - zapytał ze złością.
            - Harry..., nie chcę o tym gadać.  Nie jestem na to gotowa...- rzekłam i spuściłam wzrok. Usłyszałam jak zielonooki głośno wzdycha i zobaczyłam jak dłonią pociera usta.
            - Lena..., pamiętaj, gdy będziesz miała jakieś problemy to powiedz mi..., okey?- zapytał, a ja lekko pokiwałam głową. - Tak w ogóle mam dla ciebie prezent- rzekł I złapał moja dłoń i ją otworzył- Nie patrz- powiedział, a ja odwróciłam wzrok.  Poczułam jak coś miękkiego i chłodnego opada na moją dłoń -Możesz już zobaczyć- szepnął. Spojrzałam na to co miałam na dłoni i ujrzałam coś pięknego. Było to przepiękne białe pióro, które miało wielkość mojej dłoni oraz mały srebrny krzyżyk. Nie był to wielki i drogi prezent, ale wyglądał na bardzo wartościowy i ważny dla Harry'ego- mogłam to odczytać po jego wzroku, utkwionym na mojej dłoni.
             - Harry..., to jest cudowne..., dlaczego to mi dałeś? - zapytałam ciekawa. Spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął.
              - Noś to zawsze przy sobie. Dzięki temu będziesz bezpieczna.
              - Harry, ale ja nie jestem wierząca- rzekłam.
              - To nie ma znaczenia..., po prostu zrób to dla mnie, proszę - rzekł błagającym głosem.
              - No dobrze..., ale czemu uważasz, że może mi grozić niebezpieczeństwo? - zapytałam.
              - Nigdy nie wiadomo...- powiedział I spuścił wzrok.
              - Wierzysz, że to może mnie uratować? - spytałam się i wskazałam na podarunek. Chłopak przeniósł wzrok na mnie i popatrzył na mnie smutno i tak jakbym nic nie rozumiała.
         - To nie..., ale ja tak- powiedział I spojrzał mi głęboko w oczy. O co mu chodziło?  Wczoraj o mało co mnie nie utopił, a teraz mówi mi, że chce mnie uratować?  Nic z tego nie rozumiem... Podeszłam do niego i mocno przytuliłam się do jego wiecznie gorącego ciała. Chłopak odwzajemnił uścisk i przycisnął swoją twarz do moich włosów. Potarłam dłonią o jego plecy i gdy odsunęłam dłoń ujrzałam na niej spływającą krew.  Od razu się wycofałam i zobaczyłam, że na plecach Harry'ego jest wielka rana.
           - Co ci się stało? -zapytałam przestraszona.
          - Yyy..., to nic takiego..., to wcale nie boli- rzekł I sapnął z bólu.
          - Jasne. Jedziemy do szpitala! Dalej!- rzekłam I pociągnęłam go za ramię, ale on ani drgnął- Co jest?-zapytałam.
          - Nigdzie nie jadę, a w szczególności nie do szpitala- powiedział.
          - Harry, błagam- poprosiłam.
         - Nie. W domu się wyleczę.  Obiecuje - rzekł I spojrzał się głęboko na mnie.
         -No dobrze. Ale dotrzymasz słowa, okey?- spytałam.  Musiałam iść na taki układ, bo i tak by się na nic innego nie zgodził.
         - Obiecuje, a ja zawsze dotrzymuje danego słowa- szepnął i mrugnął. Chwilę tak Staliśmy- Harry patrzał się na mnie, a ja na niego, po chwili założyłam dany mi w prezencie naszyjnik z piórkiem i krzyżykiem. Po 10 minutach byliśmy już przed domem Dorothy.
          - Uważaj na siebie i nos zawsze ten naszyjnik - powiedział I wskazał na wisiorek- Twoja ciocia naprawdę się o ciebie martwi. Dzisiaj jak poszłaś na spacer, zadzwoniła do mnie i poprosiła mnie żebym ciebie pilnował - powiedział z uśmiechem - i jak widać pomoc się przydała - szepnął ze smutkiem w głosie.
           - Taaak. Nigdy tego nie zapomnę.  Ale proszę następnym razem po prostu powiedz kiedy będziesz miał za zadanie pilnowanie mnie, okey?-zapytałam z uśmiechem-  a tak w ogóle chciałeś mnie pilnować, po tym jak mnie prawie utopiłeś? - zapytałam zdziwiona. Spojrzałam na jego twarz i ujrzałam w niej ból i wyrzuty sumienia.
            - Nawet nie wiesz jak ja tego żałuję. ..,przepraszam, ja tego nie chciałem. .., myślałem. ..- mówił, ale ja mu przerwałam swoim śmiechem. Bardzo ślicznie i śmieszne wyglądał jak się tłumaczył.
        - O co tobie chodzi?- zapytał z wyrzutami.
        - Nie, o nic..., po prostu zabawnie wyglądasz jak się przede mną tłumaczysz.
         - To wcale nie jest dla mnie śmieszne- starał się powiedzieć z powagą, ale mu się to nie udało, bo obydwoje wybuchnęliśmy śmiechem. Rozejrzałam się po okolicy i dopiero teraz spostrzegłam, że było ciemno.
        -Musze już lecieć - powiedziałam.
        - Okey..., to do zobaczenia- rzekł z uśmiechem, tak, że ukazały się jego cudowne dołeczki.
        - Cześć- powiedziałam i poszłam do domu. Mimo dzisiejszych wydarzeń,  uważam, że dzień był udany. Może zawsze taki pozostanie kiedy Harry będzie obok?
___________________________________________________
          Patrzyłem jak odchodzi, a w myślach przypominałem sobie jej cudowny uśmiech oraz łzy gdy myślała, że tamten chłopak nie żyje. Tak naprawdę nie wiedziała, że to ona uratowała to dziecko. .., ona o niczym nie miała pojęcia. Nagle w mojej kieszeni rozbrzmiał telefon. Liam- genialnie!
         - Halo?-zapytałem.
        - Mamy problem...dowiedziałem się paru rzeczy...-powiedział zawiedziony.
        - O co chodzi?-spytałem. Liam, nie często jest, tak bardzo przestraszony.
        - Ona jest..., jest tą osobą jaką podejrzewaliśmy-powiedział ledwo słyszalnie.
        - Co kurwa?!-wrzasnąłem-To nie może być prawda!!! To jakiś absurd!!! Kłamiesz!!!-wrzasnąłem. Czułem w sercu radość, a za razem smutek.
         - Harry to prawda...-rzekł równie załamany jak ja.
         - Dzwoniłeś do Niall'a? - zapytałem.
         - No właśnie. .., co do niego..., powiedział mi, że flirtujesz z Leną. Mówiłem Ci żebyś trzymał się od niej z daleka, czego nie zrozumiałeś? !- wrzasnął.
         - Ostatnie co otrzymasz, to fakt, że będę się od niej trzymał z daleka! Wywiozłeś ją na drugi kraniec świata i czego od niej oczekujesz, co? Ona jest zbyt bezradna i nieświadoma wszystkiego! A tak w ogóle, niech Niall lepiej się od niej sam odpierdoli, a nie bawi się w kabel, okey?!- wrzasnąłem rozłączając się i rzuciłem telefonem o chodnik, tak, że cały się roztrzaskał.
           To co powiedział mi Liam, wiedziałem od dawna, ale nie chciałem dopuścić do siebie tej myśli.
           Dla Leny byłbym w stanie nawet odciąć wszystkie pióra.  Dla niej mógłbym się wykrwawić.  Jej nie mógłbym zostawić.
           - Czyżby? -zapytał głos. Obejrzałem się za siebie I ujrzałem znaną mi postać.
            - Co ty tu robisz?- zapytałem z gniewem.
            - Zayn ją szuka. Na twoim miejscu bym uważał. .., na nią - rzekł I wskazał na okno dziewczyny.
             - Jest gorzej niż myślałem - rzekłem zawiedziony.
             - Jest nawet gorzej niż myślisz- powiedział, a ja wiedziałem, że ma rację.

___________________________________________________
Witajcie!!!!
Jak wam się podobało?
Siedziałam nad tym parę godzin i w końcu skończyłam! !! :DDDD
CZYTASZ-----> KOMENTUJ

~Dusia :8

3 komentarze:

  1. Okropna jesteś Dusia!!!
    ~Madzia

    OdpowiedzUsuń
  2. Łoooo, coraz bardziej się rozkręca. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału! xx
    Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. OMG OMG OMG ! no taką akcje to ja rozumiem xD

    OdpowiedzUsuń

Szablon by S1K