poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Rozdział 15

Rozdział 15- "Prawda zabija miłość"

https://www.youtube.com/watch?v=hmKYR57AVTA

https://www.youtube.com/watch?v=MYSVMgRr6pw

Harry's POV:


Leża­łem na moim łóżku i oglą­da­łem mecz lecący w tele­wi­zji. Nie mogłem jed­nak się sku­pić, na­dal czu­łem szczy­pa­nie na ple­cach, nie mogłem nawet się podnieść z łóżka. Nie­na­wi­dzi­łem sie­bie, gdy nie byłem zdolny do swo­jej obrony. Jed­nak nie żałuję mojej decy­zji kiedy sta­nąłem w obro­nie Leny, kiedy w nocy tam­ten potwór do niej celo­wał z pisto­letu. Pamię­tam jej prze­ra­żone oczy i szyb­kie bicie serca. Była taka bez­bronna… Gdy­bym nie zdą­żył na czas… Nawet nie chcę sobie myśleć, co by się stało gdy­bym tam się nie poja­wił. Jestem jed­nak wdzięczny mojemu bratu, że mi pomógł. Choć oby­dwoje obe­rwa­li­śmy. Nie wiem, dla­czego się wtedy tam poja­wił, prze­cież Lena była mu obo­jętna… Nie sądzę, że bez celu by ją pró­bo­wał ura­to­wać. Po tym wszyst­kim zemdlała, a ja musia­łem ją przy­nieść do sie­bie, bo nawet sobie nie wyobra­ża­łem co Doro­thy mogłaby mi zro­bić gdyby się o wszyst­kim dowie­działa. Pamię­tam jak była taka nie­winna, kiedy leżała w moich ramio­nach. Mogłem ją bez prze­szkód nieść i przy­tu­lić do piersi. Kocha­łem jej zapach per­fum i owo­ców. Była taka kru­cha… Nie wiem jak Ci gnoje byliby w sta­nie ją skrzyw­dzić. Bez względu na to co łączy mnie z nią, nie pozwolę żeby cokol­wiek jej się stało. Moje roz­my­śla­nia prze­rwał dzwo­nek mojego tele­fonu. Spoj­rzałem na wyświe­tlacz. Ugh. Mój brat…
-Co?! -fuk­ną­łem wku­rzony.
-Harry! Kurwa, co sobie wyobra­żasz! To ja czy Ty powi­nie­nem ją pil­no­wać?! -krzyk­nął.
-Co?! -krzyk­nąłem zdez­o­rien­to­wany- O co Ci cho­dzi?!
-O co mi cho­dzi?! Widzę, że w ogóle się nie przej­mu­jesz jej losem. Okey. więc ją zosta­wię– odrzekł ze zło­ścią.
-O kogo Ci do cho­lery cho­dzi?! -wrza­sną­łem zdzi­wiony.
-O Lenę! – odkrzyk­nął.
-Co? – głos mi się zała­mał– Co jej się stało?! Mów! – krzyk­nąłem.
-Poszła do klubu Dra­gons, a potem zacze­pił ją jakiś typek… mój brat… i gdzieś ją zacią­gnął– odrzekł ze stre­sem w gło­sie.
-Co kurwa! – wrza­sną­łem wku­rzony- To zrób coś, póki nie przy­jadę! – krzy­cza­łem i za razem ubie­ra­łem buty.
-Jak?! Wiesz dobrze, że nie mogę! – odpowie­dział– Przy­jeż­dżaj jak naj­szyb­ciej! – powie­dział i się roz­łą­czył. Wybie­głem szybko z domu nie faty­gu­jąc się nawet żeby zamknąć drzwi. Naj­waż­niej­sze jed­nak było bez­pie­czeń­stwo Leny, któ­rej coś się stało. Moje serce biło jak osza­lałe. Z ner­wów musia­łem się wzbić tro­chę wyżej niż inni. Po trzech minu­tach byłem już na miej­scu. Nagle w kie­szeni moich spodni roz­brzmiał dzwo­nek tele­fonu. To niall- jesz­cze on był mi do szczę­ścia potrzebny.
-Co kurde? -fuk­ną­łem.
-Co Ci jest? -zapy­tał.
-Mam pro­blem-odrze­kłem.
-Co znowu? -spo­waż­niał.
-Lenie coś się stało-powie­dzia­łem zre­zy­gno­wany.
-Co?! –krzyk­nął- Gdzie i co sie stało?! -zapy­tał.
-Nie Twoja sprawa! -wark­ną­łem.
-wiesz, że mnie się nie pozbę­dziesz-odrzekł.
-No dobra… ale lepiej żebyś mi pomógł… Klub dra­gons -powie­dzia­łem.
-Co?! Co ona tam robi?! -wrza­snął zde­ner­wo­wany.
-Nie wiem. jak nie chcesz się anga­żo­wać to nie, spa­daj- fuk­ną­łem i się roz­łą­czy­łem.
Zoba­czy­łem w zaułku budynku sto­ją­cego brata. Podsze­dłem do niego, a w jego oczach czaił się strach i obawa.
-Gdzie jest? -zapy­ta­łem zde­ner­wo­wany.
-W środku-odrzekł.
-Czemu po nia nie posze­dłes? -zapy­ta­łem wyraź­nie wku­rzony.
-Nie mogę poka­zy­wać, ze Tobie poma­gam-szep­nął ziry­to­wany- Idź do niej, bo jest nie­we­soło.
-A może Ty mnie w coś wra­biasz? -zapy­ta­łem go.
-Naprawdę?! –krzyk­nął- Twoja dziew­czyna sie­dzi tam w środku i jakiś potwór chcę ją zgwał­cić, a Ty mi się pytasz, czy Cię w coś wra­biam?! -darł się.
-Coo, co? -zapy­ta­łem jękli­wym gło­sem. Po chwili byłem już w środku. Jakiś ochro­niarz chciał mnie zatrzy­mać, ale Louis tym się zajął. W któ­rymś momen­cie rów­nież dołą­czył do mnie Niall, który coś do mnie mówił, ale ja go nie słu­cha­łem. Wszystko robi­łem jak we śnie. Jedy­nym moim celem było odna­le­zie­nie Leny i zabi­cie gnoja, który chciał jej zro­bić taką krzywdę. Czu­łem jak jakieś dziew­czyny chciały mnie przy­tu­lić lub prze­spać się ze mną, ale ja je zby­wa­łem mach­nię­ciem ręki i sze­dłem dalej. Wywa­ża­łem drzwi i szu­ka­łem dziew­czyny. Po dro­dze znaj­do­wa­łem leżące na sobie pary, pija­nych ludzi, pobi­tych gości i pro­sty­tutki, ale tym razem się tym nie przej­mo­wa­łem. Dąży­łem do jed­nego celu. Zre­zy­gno­wany po 10 minu­tach szu­ka­nia, zacza­łem ude­rzać pię­ściami o scianę i krzy­czeć ze zło­ści:
-Gdzie on jest?! -krzy­cza­łem- Oddaj­cie mi ją kurwa! -dar­łem się i zara­zem pła­ka­łem. nie mogłem uwie­rzyć, że byłem jej tak bez­na­dziej­nym opie­ku­nem.
-Spo­kój, Harry…-odrzekł Niall- Znaj­dziemy ją-szep­nął i zła­pał mnie za ramiona, abym prze­stał, ale ode­pchną­łem go i spoj­rzałem na niego peł­nym gniewu wzro­kiem.
-Muszę ją zna­leźć-stwier­dzi­łem i zaczą­łem iść w innym kie­runku, nawo­łu­jąc ją. Wtem usły­sza­łem gło­śny krzyk dziew­czyny i męż­czy­zny. Następ­nie usły­sza­łem trzask i krzyk… Leny… Otar­łem łzy i pobie­głem w stronę drzwi z któ­rych dobie­gały głosy. Zła­pa­łem za klamkę, nic. Szarp­nąłem moc­niej-nie­stety na nic. To były mocne drzwi. Spoj­rzałem na Niall’a, a ten tylko ski­nął głową i w tym samym momen­cie ruszy­li­śmy ku drzwiom i z hukiem je wywa­ży­li­śmy. Spoj­rzałem na lewo i ujrza­łem zawią­zaną dziew­czynę z sinia­kami na twa­rzy i męż­czy­znę, który na niej sie­dział i trzy­mał w dłoni nóż. Szybko z niej zszedł i zaczął kie­ro­wać się ku mnie. Spoj­rzałem na nią ponow­nie, a w moich oczach natych­miast zebrały się łzy. Jaki gno­jek mógł dopro­wa­dzić Lenę do tego stanu? Przez chwilę nie mogłem jej poznać, ale potem zorien­to­wa­łem się, że to wła­śnie ona. Mia­łem ochotę ją przy­gar­nąć do sie­bie i mocno przy­tu­lić oraz sca­ło­wać z jej skóry każdy obo­lały punkt, tak aby już nic ją nie bolało oraz żeby była szczę­śliwa. Chcia­łem to całe cier­pie­nie prze­nieść na sie­bie. Jed­nak ktoś musiał zająć się tym potwo­rem. Spoj­rzałem na Niall’a, który już zmie­rzał do Leny, aby jej pomóc. Chcia­łem jej teraz powie­dzieć jak bar­dzo ją kocham, ale dosta­łem pierw­szy cios w nos od mojego prze­ciw­nika. Wyplu­łem krew i zaczą­łem ude­rzać pię­ściami o twarz faceta. Sły­sza­łem jakieś chrup­nię­cie, ale kon­ty­nu­owa­łem walkę. Wal­ną­łem jego głową o ścianę, ale ten popchnął mnie na zie­mię. Leżał nade mną i okła­dał mnie pię­ściami, przez chwilę myśla­łem, że to koniec, ale ude­rzy­łem go mocno w kro­cze i dalej go biłem. Nie pano­wa­łem już nad swo­imi ruchami i robi­łem wszystko jak we śnie. Raz ja byłem na górze, a raz na dole. Moim celem było uka­ra­nie tego faceta tak jak na to sobie zasłu­żył. W pew­nym momen­cie ode­pchnął mnie od sie­bie, a sam sta­nął w bez­piecz­nej odle­gło­ści ode mnie.
-Myslisz, że nie chciał­bym prze­le­cieć tej Two­jej dziew­czynki? -zapy­tał ze zgrozą.
-Nie mów tak o niej-ode­zwa­łem się z tru­dem, gdyż po war­dze ście­kała mi krew, a moja twarz była cała spuch­nięta.
-Ale wiesz co… nie dla­tego ją tu spro­wa­dzi­łem-odrzekł z rado­ścią.
-Co kurwa? – zapy­ta­łem zdez­o­rien­to­wany.
-Hmmm. nie wiem czy sły­sza­łeś, ale wszy­scy chcą ją uśmier­cić, ona jest dla nas zagro­że­niem-odrzekł dumny.
-Dla nas? -zapy­ta­łem.
-No tak-powie­dział i poka­zał swoje czarne jak smoła, olbrzy­mie na cały pokój, ostre jak brzy­twa i prze­ra­ża­jące na sam widok. No tak… mogłem się tego spo­dzie­wać… Jak mogłem myśleć, że to jakiś napa­lony zbo­cze­niec… to coś o wiele gor­szego… Dla wyrów­na­nia poka­za­łem jemu moje skrzy­dła… Nie lubi­łem się nimi chlu­bić, ale wszy­scy mi ich zazdro­ścili. Były wiel­kie (jedne z więk­szych), białe i błysz­czące, lśniące czy­sto­ścią i nie­win­no­ścią. Prze­ciw­nik spoj­rzał na mnie ze zło­ścią, ale i z iskierką dziw­nej rado­ści. Po chwili ruszył w moją stronę i szarp­nął mnie za moje skrzy­dła, aż wrza­sną­łem z bólu. Naj­gor­sze co może być to wyrwa­nie piór. Po moim ramie­niu zle­ciała strużka krwi.
-Ona ni­gdy nie będzie bez­pieczna! -krzyk­nął w moją stronę– Zayn ją i tak znaj­dzie! -krzyk­nął i ruszył w moja stronę z mrocz­nym szty­letem. Gdyby mnie nim choć dra­snął mógł­bym umrzeć. Jed­nak ja mia­łem też swój szty­let, na jego widok facet tro­chę zadrżał. Toczy­li­śmy walkę mie­dzy dobrem, a złem. Nie mia­łem poję­cia kto zwy­cięży. Mimo tego w mojej gło­wie cią­gle poja­wiał się obraz skrzyw­dzo­nej Leny- to mnie utrzy­my­wało w walce. Po chwili gdy myśla­łem, że zmie­rzy­łem się z jed­nym z gor­szych prze­ciw­ni­ków, mój szty­let prze­bił jego pierś, a z jego ostrza wydo­było się świa­tło, które od razu pochło­nęło demona. Z ulgą opar­łem się o ścianę. Do pokoju wszedł rów­nież zzia­jany mój brat. Na lewym barku miał czarną krew.
-Co sie stało? -spy­ta­łem.
-Skap­nęli się, że ktoś zaata­ko­wał ich brata, dla­tego musia­łem ich powstrzy­mać żebyś nie miał wię­cej idio­tów do poko­na­nia-odrzekł i podał mi dłon, którą zła­pa­łem i wsta­łem.
-Dzięki-odrze­kłem i pokle­pa­łem go po ramie­niu- Czemu to zro­bi­łes? – zapy­ta­łem go.
-Po pierw­sze dla­tego, ze znów byś się nad sobą uża­lał, że coś jej się stało, a ja musiał­bym tego słu­chać, lub co gor­sza zaczął­byś się ranił, a wtedy rów­nież bym obe­rwał. Po dru­gie… dla­tego, bo ta dziew­czyna nie zasłu­guje na taki los… Musisz jej o wszyst­kim powie­dzieć, w końcu i tak się od kogoś dowie-odrzekł. Zbli­ży­łem się do niego i zła­pa­łem go za koszulkę.
-Wara mi jej tego mówić… Jeśli choć mruk­niesz na ten temat lub się do niej zbli­żysz, obe­rwiesz tak, że nie będziesz mógł się pozbie­rać. Nie obcho­dzi mnie to, że mnie rów­nież będzie bolało. Zado­woli mnie satys­fak­cja Two­jej męki-syk­ną­łem i ode­pchną­łem go na ścianę.
-”Spera mun­dus est maxi­mum donum men­da­ci­bus. „*-odrzekł wście­kły, na co unio­słem brwi.
-”Dormi homi­ci­dium ami­ci­tia, amor verus necat. „**– powie­dzia­łem i odsze­dłem.
Sze­dłem w stronę samo­chodu, w któ­rym sie­dział Niall z Leną. Otwo­rzy­łem tyl­nie drzwi i ujrza­łem sku­loną i pła­czącą postać. Moje serce się skru­szyło i poja­wiła się tro­ska i żal. Wsia­dłem szybko do samo­chodu i obją­łem jej kru­che i obo­lałe ciało, uspo­ka­ja­jąc ją. Przy­lgnęła do mnie i zanio­sła się jesz­cze więk­szym pła­czem. Wie­dzia­łem, że nie mogę jej tak zosta­wić. Zda­wa­łem sobie rów­nież sprawę z tego, że nie­długo zaczną się drę­czące mnie pyta­nia na które będę musiał w końcu odpo­wie­dzieć. Nie chcia­łem żeby mój brat miał rację… Lena skryła się w moich ramio­nach, czu­łem bicie jej serca i sły­sza­łem szloch… Nie mogłem tego znieść.
-Już ciiii… już jesteś bez­pieczna. Ten dupek dostał już za swoje. Nikt Cie­bie nie skrzyw­dzi. Obie­cuje- przy­rze­kłem i posta­no­wi­łem za wszelką cenę dotrzy­mać to słowo. Dziew­czyna na mój głos zaczęła się uspo­ka­ja­jąc, aż zda­wało mi się, ze zasnęła. Jej oczy oka­lały piękne dłu­gie rzęsy i mimo jej obra­żeń oraz duzej rany z tyłu głowy z któ­rej na­dal sączyła się krew, jej twarz była cudowna i taka nie­winna i nie­świa­doma wszyst­kiego. Wła­śnie za to ją poko­cha­łem. Jej usta były spierzch­nięte i miała w ich kąciku ranę, lecz mimo tego na­dal marzy­łem o poca­ło­wa­niu jej. Biłem się z myślami, aż w końcu musną­łem lekko jej tru­skaw­kowe usta. Sma­ko­wały wspa­niale, mimo chwi­lo­wego zetknię­cia. Nie mogłem się docze­kać kiedy znowu ją poca­łuje, lecz z jej pełną świa­do­mo­ścią. Marzy­łem o tym, od dawna. Patrzy­łem jak mówi, jak się śmieje, jak zło­ści i ciężko pra­cuje, a jej usta na­dal pozo­sta­wały takie same- nie­biań­skie… Ona nie wie­działa jakie to było praw­dziwe porów­na­nie.
-Nie zasłu­gu­jesz na nią-odrzekł w ciszy Niall. Cał­ko­wi­cie o nim zapo­mnia­łem.
-Niby skąd takie roz­my­śla­nia? – zapy­ta­łem wku­rzony.
-Może i ją kochasz, ale musisz o nią rów­nież zadbać. To nie jest lalka. Jeśli coś jej zro­bisz będziesz miał do czy­nie­nia ze mną-odrzekł zde­ner­wo­wany, ale z powagą w gło­sie i ruszył samo­cho­dem do szpi­tala.
-I moim bra­tem-szep­ną­łem, spo­glą­da­jąc na śpiącą Lenę i jej nie­winne ciało. Owi­ną­łem szczel­nie wokół niej swoje ramiona, bo może nie zda­wa­łem sobie jesz­cze z tego sprawy, ale trzy­ma­łem w swo­ich ramio­nach cały świat- świat który miał za nie długo się roz­paść.
___________________________________________________________________________________
*”Ufność nie­win­nych jest naj­więk­szym darem dla kłamcy. „~Ste­phen King
**”Kłam­stwo zabija przy­jaźń, prawda zabija miłość. „~Mor­gan Char­les Lang­bridge
Hel­loł misiaczki!

Prze­pra­szam, że takie opóź­nie­nie, ale nie mia­łam weny. Nie mam poję­cia, czy mam pisać dalej, bo nikt nie komen­tuje i jestem zała­mana: (Pro­szę!!! jeśli to czy­tasz sko­men­tuj. To dla mnie bar­dzo ważne. Dla Cie­bie to minuta, a dla mnie szczę­ście na cały dzień (mimo złych komen­ta­rzy). Pro­szę!!!

Dzi­siaj było tro­chę z per­spek­tywy Harry’ego, aby­ście mieli jasny pogląd na całą sytu­ację: D
Dobra­noc sło­neczka i nie zapo­mnij­cie zosta­wić po sobie pamiątki: *
Wasza Dusia: 8

środa, 15 kwietnia 2015

Urodziny Emmy Watson

Urodziny Emmy Watson!!!

Nasza kochana Em obchodzi dzisiaj swoje 25 urodziny. Z tej okazji oraz dlatego, że jest naszą jedną z bohaterek życzymy:
*bycia nadal tą miłą i uroczą dziewczyną
*aby każdy zawsze kojarzył i pamiętał ciebie z serii "Harry Potter"
*abyś zagrała w następnych wspaniałych filmach
I co najważniejsze... dziękujemy, że możesz towarzyszyć nam w przygodach bohaterów tego ff :***
 Tego życzy blog Lost Angel i ja... (Dusia :8)




wtorek, 14 kwietnia 2015

Rozdział 14

Rozdział 14-"Kocham cię"

Obudziłam się nagle. Wciągnęłam do ust powietrze i uświadomiłam sobie, że wokół unosi się zapach środków dezynfekujących i farby. Obok mojej głowy usłyszałam równomierne pikanie. Otworzyłam oczy i spostrzegłam się, że leżę w białej sterylnej sali, z oknem po prawej stronie. Byłam na białym szpitalnym łóżku, ze stolikiem po prawej oraz dwoma wolnymi łóżkami i aparaturą szpitalną po lewej. Byłam w szpitalu. Do mojej głowy dotarły wspomnienia ostatnich kilku godzin i przestraszona szybko się podniosłam, aż poczułam silny ból z tyłu głowy. Cicho syknęłam i spojrzałam w stronę drzwi. Dzięki szybie, która w nich była, zauważyłam stojących rodziców, rozmawiających z lekarzem. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo za nimi tęskniłam. Potrzebowałam widoku troskliwych, błękitnych oczu mamy i pokrzepiającego uścisku taty. W tym momencie bardziej współczułam moim opiekunom, niż sobie. Jakie to musi być uczucie, gdy twoje dziecko zostało skrzywdzone, a ty nic nie możesz na to poradzić Wiedziałam, że mama zawsze udawała dzielną i próbowała wszystko trzymać pod kontrolą. Prawie nigdy nie widziałam jak płakała. Jednak nieraz spostrzegałam w jej oczach smutek i żal, chociaż starała się tego nie okazywać. Może ukrywała swoje łzy, może płakała pod prysznicem lub w łóżku przed snem- tak żeby nikt ich nie widział. Gdy ludzie ją mijali i z nią rozmawiali, ta zakładała na twarz uśmiech i udawała szczęśliwą. Jednak ja poznałam jej tajemnicę, jej oczy zdradzają prawdę. Tata również zgrywał twardego osobnika, choć gdy miał okazję kogoś pocieszyć lub komuś pomóc, zawsze to robił. Pamiętam jak kiedyś gdy ojciec pojechał z nami na zakupy i w każdym sklepie była zbiórka żywności dla ubogich rodzin, to tata za każdym razem dawał dla nich koszyk produktów. Mama była wtedy bardzo zła, bo wydaliśmy więcej pieniędzy na kupno jedzenia dla potrzebujących, niż dla siebie samych. Gdy spoglądałam na ich twarze widziałam w nich smutek, wyrzuty sumienia i strach. Nie mam pojęcia jak długo tu już leżałam, ani w jaki sposób się tu znalazłam. Aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że na pewno wsiedli w pierwszy lepszy samolot lecący do Australii i tak tu przybyli. Nagle spostrzegłam, że po policzku mamy toczy się łza, a ona sama zaczyna szlochać i wtula się w ramiona taty, który całuje ją w głowę. Opadam na łóżko i przymykam oczy. To wszystko moja wina! Gdybym nie szła do tego dziwnego klubu i posłuchała ciotki, to bym nie spotkała Christiana, następnie faceta, który dolewał coś do szklanki dziewczyny, nie poszłabym za nimi na zaplecze, a potem nie zaatakowałby mnie chłopak, Harry nie musiałby bić Christiana, Niall nieść mnie na rękach do samochodu. Właśnie..., gdzie oni się w ogóle podziali? Ostatnie co pamiętam to fakt, że zasnęłam z głową na kolanach Harry'ego. Nic więcej nie przychodzi mi do głowy. Jednak wiem, że coś się jeszcze wydarzyło. Coś mi mówi, że to właśnie Niall i Harry zawiadomili moją rodzinę o zaistniałej sytuacji. To dzięki nim zawdzięczam swoje życie. Mimo to nie rozumiem dlaczego moja mama zanosiła się płaczem. Żadna większa krzywda mi się nie stała. Mam dość dużą ranę rozcięcia na brzuchu, podbitą twarz, posiniaczone ręce, plecy oraz rozcięcie z tyłu głowy. W prawdzie są to dość duże obrażenia, jednak nie wielkie z porównaniem z tym co mogło się stać. Moje rozmyślania przerwało skrzypnięcie drzwi. Otworzyłam oczy i ujrzałam moich rodziców z troską wymalowaną w oczach. Mama podbiegła do mnie i mocno mnie przytuliła, zaczęła płakać. Po moich policzkach popłynęły łzy szczęścia, że mogłam ich zobaczyć oraz, że byłam tu żywa. Wciągnęłam zapach jej owocowych perfum, ale w ich woni można było poczuć jeszcze jeden zapach...papierosów. Od kiedy to mama paliła? Po paru minutach odsunęła się ode mnie i otarła wierzchem dłoni łzy. Spojrzałam na nią ze smutkiem, a później skierowałam wzrok na ojca. Cały czas się nam przyglądał, aż w końcu podszedł do mnie i również mnie objął. Po chwili się ode mnie odsunął i rękawem szybko starł niechcianą łzę. Dopiero teraz dostrzegłam pod jego oczami cienie, oznaczające nie przespane noce, spostrzegłam siateczkę zmarszczek. Doskonale wiedziałam, że gdyby nie ja, stan moich rodziców nie byłby tak przygnębiający. Mama usiadła na wolnym obok łóżku, a tata oparł się o parapet. Po chwili, gdy oboje pozbierali się, odezwałam się:
-Czemu płaczesz?- zapytałam, na co mama lekko się uśmiechnęła.
-Cieszymy się, że ciebie widzimy-odrzekła.
-Ale nic poważnego mi nie jest?-zapytałam z przejęciem.
-Nie..., lekarze dziwią się, że nic poważnego ci się nie stało. Doznałaś dużego uderzenia w tył czaszki i każdy człowiek na twoim miejscu byłby niepełnosprawny albo w najlepszym przypadku, nie mógłby przez około dwa miesiące robić żadnych ruchów i do końca życia brać leki. Ty jednak wyszłaś z tego cało- odrzekł z przejęciem tata.
-O matko...-to były jedyne słowa, które byłam w stanie wypowiedzieć Jakim cudem wszystko przybrało taki obrót?
-Bardzo się cieszymy, że wszystko jest z tobą w porządku- szepnął i spoglądnął w stronę drzwi -chyba ktoś chce się z tobą zobaczyć, dlatego pójdziemy na korytarz. Obejrzałam się w stronę drzwi i ujrzałam Harry'ego, który kłócił się z pielęgniarką, a Niall próbował go uspokoić. Lekko się uśmiechnęłam i pokręciłam głową. Jak zawsze musiał zrobić jakąś aferę.
-Za chwilę go zawołamy-odrzekła mama ze łzami w oczach i pocałowała mnie czule w czoło, a tata potarł moją dłoń. Oboje rodzice wyszli z sali i podeszli do chłopaków. Powiedzieli coś do pielęgniarki, na co ona pokiwała niechętnie głowa i się zarumieniła i odeszła. Oparłam się plecami o poduszkę i podciągnęłam pościel bardziej na piersi. Do salki wszedł ostrożnie Harry z Niall'em. Loczek spojrzał na mnie z troską wymalowaną na twarzy. Uśmiechnęłam się lekko i starałam się podnieść z łóżka. Niestety, nie udało mi się to, bo chwilę później zakręciło mi się w głowie. Niall złapał mnie za rękę i pomógł mi się położyć, jednak ja wolałam siedzieć.
-Nie możesz tak szybko wstawać-powiedział z troską blondyn.
-Niestety-odrzekłam.
-Jak się czujesz?- spytał zaniepokojony Harry. Spojrzałam w jego oczy i zauważyłam, że zielone tęczówki są jasne i wypełnione przejęciem, troską i... nadzieją. Pod jego oczętami widziałam szare cienie, które świadczyły zapewne o nieprzespanych nocach. Czemu tak bardzo się o mnie martwił?
-Hmm..., nie biorąć pod uwagę bólu głowy i wszystkich kończyn oraz ogólnego osłabienia, to jest w porządku-powiedziałam z lekkim pocieszeniem w głosie. Co się stało, że byłam taka spokojan?
-Nawet nie wiesz jak nam ulżyło- stwierdził cicho Niall- My z Harry'm prawie na zawał umarliśmy- dodał błękitnooki na co brunet się zaśmiał.
-Z czego się śmiejesz?-zapytałam Harry'ego marszcząc brwi.
-Kto umrze, ten umrze-odrzekł z figlarnym uśmieszkiem. Spojrzałam na Niall'a, a ten tylko wywrócił oczami i prychnął. Między nami zapanowała długa i niezręczna cisza. wiedziałam, że chłopacy ukrywają przede mną jakiś sekret, tylko jaki? Ja również chciałam coś im powiedzieć, a raczej spytać. Dlatego zaczęłam przerywając dziwną ciszę:
-Co tam się stało?- zapytałam. Chłopcy spojrzeli po sobie z przejęciem, a Harry zmarszczył brwi.- Facet ciebie zaatakował i chciał ci zrobić krzywdę. Zrobił ją, ale mogło być gorzej-stwierdził Harry.
-Nic nie pamiętasz- spytał Niall z konsternacją wymalowaną na twarzy.
-Pamiętam...-odrzekłam i spojrzałam na swoje ręce. Lena. Musisz to powiedzieć!- powiedziałam sobie w myślach- Ale tu chodzi o coś więcej-powiedziałam i podniosłam głowę patrząc na obydwu chłopaków. Harry głośno przełknął ślinę, ale nic nie powiedział. Niall zmrużył oczy i odrzekł:
-O co ci chodzi?- zapytał- Jakiś palant ciebie zaatakował, apotem chciał ciebie zgwałcić. Czego jeszcze szukasz? Mało ci?- zapytał wkurzony. Tak. Powiedział to. Chciał mnie ZGWAŁCIĆ. ZNOWU. Po moim policzku stoczyła się łza, ale szybko ją starłam. Nie będe płakać.
-Lena..., przepraszam..., ja...- tłumaczył się Niall. Położył swoją dłoń na moją, ale ja ją szybko odsunęłam. Podniosłam głowę i tym razem spojrzałam na Harry'ego. Patrzył się na mnie tymi pięknymi oczami. Ugh! Lena uspokój się!-skarciłam się w duchu.
-Co się stało z tym chłopakiem?-zapytałam bruneta.
-Został odpowiednio ukarany-powiedział bez zastanowienia zielonooki.
-Co mu zrobiłeś?-zapiszczałam z przejęcia.
-To na co sobie sam zasłużył- stwierdził ponuro Harry.
-Harry...-zaczęłam, ale do pokoju wszedł Liam.
Spojrzałam na mojego brata, a moje serce momentalnie pękło. Był cały rozczochrany, a oczy miał podpuchnięte. Podbiegł do mnie ze łzami w oczach i mocno się do mnie przytulił. Po policzkach zaczęły mi płynąć łzy. Z głowy wyleciały mi wszystkie nasze wspólne sprzeczki i kłótnie. Teraz liczyło się, że byłam bezpieczna. Miałam obok siebie trójkę wspaniałych mężczyzn, dzięki którym nadal żyłam i miałam po co żyć. Trwaliśmy w tym uścisku parę minut, a potem Liam usiadł na łóżku obok zaczął zadawać pytania: czy się dobrze czuję, jak do wszystkiego doszło, kto to był. Najdziwniejsze było to, że jedynie Harry z Niall'em odpowiadali na pytania dotyczące całego wydarzenia. Jakby tego było mało oczywiście zmienili prawie całą historię, choć znali prawdę. Zastanawiałam się,czy może nie zwrócić im uwagi, ale zdecydowałam spytać się ich po tym, jak będziemy sami. Pewnie mieli w tym jakiś cel, ale na razie nie wiedziałam jaki. Po wszystkich odwiedzinach, czyli: rodziców, Harry'ego i Niall'a, Liam'a i ciotki, przyszedł lekarz. Pytał się o mój stan fizyczny, a ja mu powiedziałam, że nie jest najgorzej. Następnie przyszło dwóch psychologów i uznali mój stan jako bardzo dobry. Dorothy ubłagała jeszcze lekarza żeby mnie od razu wypuścił i po wielkich prośbach wreszcie się udało. Gdy dotarłam do domu cioci, umyłam się i przebrałam, a potem udałam się do salonu, bo miało się odbyć "zebranie rodzinne", chociaż uczestniczyli w nim również Harry i Niall. Wszyscy siedzieli na krzesłach lub sofie i uważnie mi się przyglądali.
-Yyyy..., po co się tu spotkaliśmy?- zapytałam ostrożnie.
-Hmm...- zaczął tata- Zastanawiamy się kiedy chcesz stąd wyjechać-stwierdził tata. Słucham? Rozszerzyłam oczy ze zdziwienia. Jak to? Miałam stąd jechać? Ja się stąd nigdzie nie ruszam. Pewnie uważałabym to za dziwaczne parę dni temu, ale teraz sądzę, że to jest jedyna dobra decyzja. Gdy tu na początku przyjechałam od razu chciałam jechać do domu. Nienawidziłam  Dorothy i całego tego domu. Gdy poznałam Harry'ego i Niall'a, miałam po prostu dosyć. Czułam się tutaj całkowicie samotna. Praca również nie była wspaniała. Jednak po ostatnich wydarzeniach doceniałam otaczające mnie osoby, chociaż ich długo nie znałam. Oni byli w stanie dla mnie poświęcić życie...Nie wiem, jak mam to wszystko im przekazać, ale muszę to zrobić, zbyt mocno przywiązałam się do tego miejsca... i ludzi.
-Jeśli chcesz, możemy jechać jeszcze dzisiaj- przerwała ciszę mama. Spojrzałam na ciocie, która cały czas się we mnie wpatrywała, ale jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Przeniosłam wzrok na Harry'ego, który był oparty o swoje kolana, a głowę miał spuszczoną w dół, widać było, że nie był zbytnio szczęśliwy z obrotu całej sytuacji. Niall za to wpatrywał się w swoje ręce, na jego twarzy malował się... smutek? Liam opierał się o framugę drzwi i patrzał się w dal. No tak... , tą decyzję będę musiała sama podjąć... Głośno westchnęłam i ukryłam twarz w dłoniach.
-Nie stresuj się... Nikt nie będzie zły jeśli jeszcze dzisiaj wyjedziesz... to przecież to zrozumiałe.. Każdy by to zrobił na twoim miejscu...-rzekła cicho mama- Ciocia próbowała mnie namówić żebyś została..., ale ja wiem, że ty chcesz jechać kochanie... Myliłam się, że tutaj ktoś zapewni tobie bezpieczeństwo...-odpowiedziała mama. Spojrzałam ze łzami na twarz mamy, a potem ciotki..., ona cały czas mi się wpatrywała.
-Im dłużej będziesz zwlekać, tym gorzej... Tata tak naprawdę spakował twoje rzeczy..., chodź jedźmy...Posłu...-odrzekła mama, ale ciocia jej przerwała.
-Jeśli chcesz, aby sama podjęła decyzję, to daj jej samej myśleć-powiedziała ostro. Lekko się uśmiechnęłam. Mama mówiła, że nie zapewnili mi tu bezpieczeństwa.., a w domu było inaczej?! To właśnie tutaj poczułam się wolna..., jak zwykła siedemnastolatka. Poznałam nowych ludzi, bez żadnego przymusu oraz poznałam sama okolicę, a nawet miałam pracę. Owszem stała tu mi się krzywda, ale to była jedynie moja wina.Niczyja więcej. Wychodząc ze szpitala, okazało się, że w dokumentacji, Harry powiedział,, że  to on namówił mnie na pójście do tego baru, a potem stracił mnie z oczu. Niall doszedł do niego później, tak więc on też nie był niczego winien. Potem ja zaczęłam wołać pomocy, a Niall mnie usłyszał. Harry za to pobiegł za chłopakiem, który mnie zaatakował, ale go nie dogonił, a potem przewieźli mnie do szpitala. Taką historię powiedział również Harry Liam'owi i moim rodzicom. Teraz wiedziałam dlaczego tak postąpił, chciał całą winę przenieść na siebie żebym nie odczuwała następnego stresu. Obronił mnie. Niestety tym razem poradziłam sobie sama...
-Harry to bardzo nie odpowiedzialny młodzieniec i nie wiem dlaczego Dorothy zaufała mu tak bardzo żeby miał ciebie pod swoją opieką. To było bardzo nieodpowiednie. On chyba nawet sobie nie zdawał sprawy co może ci się stać-powiedział tata. Spojrzałam na zielonookiego, ale on nadal miał spuszczoną głowę i nie reagował.
-Tata ma rację..., to było wręcz dziecinne zachowanie. Zastanawialiśmy się nawet, czy nie zgłosić go na policję, za niedopilnowanie ciebie-odrzekła z pogardą mama. Że co?! To już jest przegięcie.
-To jest bardzo mądry chłopak-powiedziała ze złością Dorothy.
-No właśnie widzieliśmy. Taki mądry, że naraził na śmierć nasze dziecko!-odrzekł ojciec ze złością.
-Nie zdajecie chyba sobie sprawy, że więżąc to dziecko, nasyłacie na nią smutek i nieszczęście! Tutaj czuła się wolna!-krzyknęła ciocia.
-My jej nie więzimy. My zapewniamy jej bezpieczeństwo!-odrzekła mama. Słuchałam ich coraz to bardziej narastającej kłótni. Wszyscy sie ze sobą kłócili. Tylko ja, Niall, Harry i Liam byliśmy cicho. nie mogłam już patrzeć na rosnącą nienawiść mojej rodziny względem siebie. Postanowiłam więc wszystko sprostować i powiedzieć prawdę. Tym razem nie ukrywałam się w cieniu Ukazałam, że ja wszystkiego się nie boję.
-Cisza!!!-wrzasnęłam na całe gardło. Z gniewem popatrzyłam na wszystkich. Nastała cisza. Wszyscy spojrzeli się na mnie, nawet blondyn i szatyn. Wtedy nie było odwrotu.
-Teraz niech wszyscy mnie posłuchają-odpowiedziałam- Ja również mam wiele do powiedzenia-rzekłam i odetchnęłam- Po pierwsze, nie powiedziałam, że chcę z tąd  w ogóle wyjeżdżać-rzekłam i spojrzałam na rodziców, tata rozszerzył źrenice, a mama chciała coś powiedzieć, ale ja pokiwałam jej palcem. Zobaczyłam na Harry'ego, a jego oczy jakby zaświeciły radością.
-Po drugie, Harry kłamał. Tak naprawdę to wszystko było moją winą-odrzekłam i zaczęłam opowiadać całą historię z każdym detalem. W czasie mojego opowiadania patrzałam na rodziców po których mogłam spostrzec się, że byli zdziwieni. Harry natomist miał smutny wyraz twarzy i co chwilę kręcił głową, każąc mi przestać mówić, jednak ja kontynuowałam. Jedyne co pozostało nie zmienione to fakt, że powiedziałam iż winowajca uciekł, a Harry go nie dogonił. Skłamałam. Nie chciałam jednak wkręcać Harry'ego. to byłoby nie fair. Gdy skończyłam powiedziałam:
-Harry skłamał, bo chciał mnie bronić. Nie obwiniajcie go tylko mnie. To była jedynie moja wina. Oni mnie uratowali-rzekłam, a potem nastała długa i dziwna cisza. Po chwili jednak tata zapytał:
-to skąd oni niby wiedzieli, że jesteś w niebezpieczeństwie?-zapytał z dozą podejrzeń... No własnie. Tego to ja również nie wiedziałam. Nie mogłam powiedzieć, że nie wiem, bo to by oznaczało, że oni jednak są winni... Lena! Dalej, myśl! Od ciebie to wszystko zależy! Spojrzałam na Harry'ego, ale on jedynie uniósł brew, czekając na moją odpowiedź. Niall za to lekko się uśmiechał. Świetnie! Teraz to polecą kłamstwa.
-No bo...-zacięłam się. Lena! Dalej! Kiedyś byłaś mistrzem kłamstw!-Yyyy...nooo, bo... My z Harry'm od pewnego czasu się spotykamy...iii...często ze sobą piszemy...iiii....Harry zmartwił się, że tak długo nie odpisuje..yyy..iiii...namierzył mnie swoim telefonem..., a potem to już wiadomo...-powiedziałam ze stresem. Genialnie Lena! Lepszego kłamstwa to nie mogłaś wymyślić...Miałam jednak nadzieję, że każdy mi uwierzył. Spojrzałam na Harry'ego, a on szczerze się do mnie uśmiechał. W jego policzkach były widoczne te niebiańskie dołeczki! O. Mój. Boże... Lena!!! Wróć na ziemię!-skarciłam siebie w myślach. Cała się zarumieniłam. Rodzice spoglądali na mnie podejrzliwie. Liam był widocznie wkurzony, ale sie nie odzywał.
-Czyli... wy jesteście razem?-zapytał tata. Nie... Świetnie! Co ja miałam mu powiedzieć! Nie tato. Tak naprawdę to wszystko było kłamstwo. Lecz owszem, śnię o jego dołeczkach i jego oczach. On jest taki boski!-pomyślałam. Gdybym tak powiedziała na pewno odwieźliby mnie do psychiatryka...
-Yyyy.... nie do końca...-odrzekłam, a na mojej twarzy zakwitła kolejna warstwa rumieńców.
-Aha...-powiedziała mama. Co teraz nastąpi?
-Czyli chcesz zostać?-zapytała ciocia. Zaczęłam ją naprawdę kochać! Dzięki niej wyszłam z niekomfortowej sytuacji.
-Tak-odrzekłam, a mama pokiwała lekko głową, a tata miał skwaszoną minę. Po chwili jednak zaczęli przepraszać i za razem dziękować Niall'owi i Harry'emu, a potem gratulowali nam naszej świetnie zapowiadającej się "miłości". Ciocia rozpakowała moje walizki, a potem wszyscy zaczęliśmy robić wspólną kolację. Rodzice powiedzieli, że mają samolot jutro rano, a Liam odpowiedział, że musi jechać z nimi. Kiedy zasiedliśmy do stołu, zauważyłam, że z całej sytuacji nie był zadowolony jedynie niall i Liam. Liam rozumiem.., ale dlaczego również Niall? Kiedy zaczęłam nakładać sobie sałatki na talerz, odezwał się surowym tonem Liam:
-Jakoś wam nie wierzę.
-Ale o co ci chodzi?-zapytałam niepewnym głosem. Czyżby zaczął coś podejrzewać? Tylko nie to...
-Jakoś mi się nie chcę wierzyć, że się na wzajem kochacie-odrzekł. Proszę tylko nie to... Co ja maiałam mu powiedzieć. Nie byłam w stanie niczego zrobić.
-Co mamy zrobić żebyś nam uwierzył?-zapytał Harry spokojnym głosem. Hmm..., czyli on również trwał w moim kłamstwie.
-Hmm..., pocałunek może każdy udać, pustym czynom również nie uwierzę...., jednak pod pewną przysięgą, powiecie sobie na wzajem, że się kochacie-odrzekł z dumą.
-Liam...-zaczęła ciocia, jednak on ją zignorował i uniósł jedną brew. Harry odwrócił się do mnie twarzą, a ja spojrzałam  w jego piękne szmaragdowe oczy, które uratowały mnie i wkurzały oraz pocieszały. Po co ja w ogóle kłamałam? No tak..., żeby chronić Harry'ego..dla niego było warto...
-Powtarzajcie moje słowa-odrzekł Liam- Pod przysięgą świętego Michała Archanioła i wszystkich jego braci oraz za sprawą samego jego pana, mamy powiedzieć następujące słowa...-rzekł, a my razem z nim. Harry spojrzał mi głęboko w oczy i odpowiedział swoim głębokim i zachrypniętym głosem:
-Kocham cię.
Moje serce zadrgało. Wokół zrobiło się dziwnie duszno. Jego oczy były takie cudowne...
-Kocham cię-odpowiedziałam również słabym od emocji głosem. Harry zamrugał parę razy oczami, jakby wybudził się z transu, a potem odwrócił głowe i spojrzał na Liam'a.
-Teraz nam wierzysz?-zapytał z wyższością.
-Tak-rzekł z wyrzutami mój brat. Następnie wszyscy wrócili do wcześniejszych rozmów i jedzenia. Jednak ja nie byłam już nic w stanie więcej zjeść.
Nie wiem, o co chodziło Liam'owi z tą przysięgą. Ja nie wierzyłam w Boga, więc dla mnie to nie miło większego znaczenia, jednak widać było, że dla Harry'ego- owszem. Ciszyłam się, że mamy to już za sobą, oraz, że oprócz kłamstwa, przysięga mnie nie dotyczyła i jej nie złamałam. Jednak w głębi serca i duszy, wiedziałam, że mogłabym nawet przysiąść na swoje własne lub życie moich najbliższych, że kocham Harry'ego, a nie skłamałabym. Bo tak naprawdę gdzieś głęboko w moim sercu narodziła się miłość, do tego pięknego chłopaka o szmaragdowych oczach, pięknych dołeczkach, wspaniałym ciele, cudownym głosie i czerwonych ustach. Narodziła się miłość, której już nie byłam w stanie zatrzymać, choć o tym, nie wiedziałam. Najbardziej jednak było mi przykro, że ja powiedziałam mu prawdę, a on skłamał, że mnie kocha....

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
HARRY

Rzekłem te słowa "Kocham cię". Przed przysięgą nie ma kłamstw...
Najbardziej jednak było mi przykro, że ja powiedziałem jej prawdę, a ona skłamała, że mnie kocha....

____________________________________________________________________________________
Heloł!
Parę info:
*Przepraszam, że ostatnio nie dodałam żadnego rozdziału... Bardzo was przepraszam, jednak zawsze kiedy miałam to zrobić, coś mi wypadało.Wiem, że to nie jest usprawiedliwienie, jednak mam nadzieję, że mi wybaczycie...
*Dziękuję wam za wszystkie wyświetlenia i za to, że czytacie :****
*Cieszyłabym się gdyby KTOŚ pisał JAKIEŚ komentarze. Chciałabym wiedzieć czy wam się to podoba, czy nie. :P
*Życzę miłego tygodnia :D

Wasza Dusia :8 (która obżera się talarkami podczas pisania rozdziału i tyłek jej rośnie :DDD)

Szablon by S1K