Rozdział 11- Wypadek
Położyłam się zmęczona do łózka. Z bólem rozmasowywałam sobie stopy, które były całe obolałe od noszenia tych głupich szpilek. Zaczęłam rozmasowywać skronie i cicho westchnęłam. Po zakończeniu przyjęcia musiałam jeszcze pomóc w sprzątaniu wszystkiego. Po porządkach pożegnałam się z chłopakami i udałam się do mojego pokoju. Teraz leże w swoim łóżku i rozmyślam o wszystkich dzisiejszych wydarzeniach. Teraz doskonale rozumiem człowieka, który powiedział, ze faceci są nie do odgadnięcia. Przewróciłam się na drugi bok i nie wiedząc kiedy, odleciałam do świata snów.
***
Obudziłam się przez głośne śmiechy na zewnątrz. Z bólem głowy wstałam i udałam się do łazienki. Od razu ucieszyłam się, że szefowa dała wszystkim, którzy byli na zabawie wolne, bo inaczej to raczej nie dałabym rady gdziekolwiek iść. Gdy zeszłam na dół, zauważyłam leżącego na sofie Liam'a , gdy usłyszał kroki odwrócił się do mnie i uśmiechnął:
-Hej siostra..., jak tam?- zapytał.
-Głowa mnie boli i nie mam na nic siły- odrzekłam zmęczona.
-To słabo..., ale nie musisz już niczego sprzątać, wszystko zostało ogarnięte-powiedział i ponownie położył się na kanapie, włączając telewizję. Uniosłam brwi zdziwiona, ale nic nie powiedziałam, tylko udałam się do kuchni po płatki i tabletki na ból głowy. Gdy nalałam sobie mleka, mój brat podszedł do mnie i zmierzył mnie wzrokiem.
-O co chodzi?- zapytałam.
-Skąd masz ten naszyjnik?- zapytał spoglądając na piórko i krzyżyk, zawieszonych na mojej szyi. Całkowicie o nim zapomniałam... Jednak stały się dla mnie bardzo ważną rzeczą.
-Nie musisz tego wiedzieć- odpowiedziałam cicho, grzebiąc łyżką w płatkach.
-Muszę- odrzekł bardziej nerwowo- Czy dał ci to Harry lub Niall?- zapytał nerwowo. Miałam dosyć ich ciągłej konfrontacji i sprzeczek o mnie i o to, co mogę, a co nie.
-Ich się spytaj- odrzekłam gniewnie. Było mi bardzo przykro, że od pewnego momentu tak do siebie się odzywaliśmy, kiedyś było inaczej...
-Chcę to od ciebie usłyszeć- odrzekł.
-Niestety ja uważam, że to nie twój interes- powiedziałam i odeszłam od stolika, bo nie miałam ani ochoty jeść, ani przebywać w towarzystwie mojego brata. Gdy byłam przy drzwiach, zatrzymał mnie jego głos.
-Zdaje ci się, że wiesz o nich dużo, ale tak naprawdę nie masz o niczym pojęcia- odrzekł. Odwróciłam się do niego i spojrzałam mu z żalem i smutkiem w oczy.
-Mówisz również o sobie. Po tych słowach udałam się do łazienki.
-No nie!- pisnęłam wkurzona. Okazało się, że miałam okres, a skończyły mi się podpaski. Zdenerwowana udałam się do pokoju po portfel i zeszłam na dół, aby udać się do drogerii. Gdy miałam wyjść zatrzymał mnie ostry głos:
-Gdzie idziesz?-odwróciłam się i ujrzałam jedynie w krótkich spodenkach Liam'a.
-Do sklepu-odrzekłam wywracając oczami. O co mu chodziło?
-Po co?- zapytał z niepokojem.
-Po jedzenie- skłamałam. Co ja teraz? Mam mu mówić po co, kiedy, gdzie, z kim idę? Chyba się przeliczył.
-Nie wydaję mi się- powiedział nieufnie.
-Co cię to obchodzi? Nie mam siedmiu lat, a ty nie jesteś moją mamą- syknęłam wkurzona.
-Za to nie jesteś pełnoletnia, a ja jestem twoim bratem, który musi się tobą opiekować.
-Za to mam siedemnaście lat, umiem sama o siebie zadbać, a definicja słowa opiekuńczy nie oznacza zaborczy- odrzekłam stanowczo i trzasnęłam drzwiami. Poszłam do garażu i wzięłam rower, a chwilę potem pędziłam wściekła ulicą. W głowie cały czas rozbrzmiewał mi głos Liam'a. Wiem, że martwił się o mnie, ale ja również potrzebuję pewnej wolności. Chcę spróbować żyć jak zwykła nastolatka w moim wieku, czy to takie dziwne? Dojechałam na miejsce w niecałe dwadzieścia minut. Przypięłam rower o stojak i weszłam do sklepu. Gdy dotarłam do regału z tamponami i podpaskami, wzięłam pierwsze z brzegu i gdy miałam już podejść do kasy, usłyszałam znany mi ochrypły głos. No nie! Schowałam się za regał z dezodorantami i papierem toaletowym, aby mnie nie zauważył, w szczególności, jeśli w dłoni trzymałam paczkę podpasek i chusteczek do higieny intymnej. Wyjrzałam zza półki i dostrzegłam, że chłopak był ubrany w czarną koszulkę i granatowe krótkie do kolan spodenki i białe converse, w ręku trzymał telefon i z kimś rozmawiał. Po chwili zorientowałam się, że stoi przed regałem ze środkami do antykoncepcji i testami ciążowymi. Zdziwiona od razu schowałam głowę i szybko wciągnęłam powietrze.
-Myślisz, że ja wiem, który test jest najlepszy?- zapytał Harry.
-Ja się znam jedynie na prezerwatywach- odrzekł chłopak.
-Hmmm..., no na mojego biorę zawsze XL- największy- odrzekł z dumą. O mój Boże! Teraz w mojej głowie zaczęły się pojawiać bardzo nieprzyzwoite obrazy-No nie wiem..., na twojego wziąłbym najmniejsze- zaśmiał się- Dla mnie to jest zabawne-powiedział.-Posłuchaj, ja bym tak nie ryzykował..., jeśli weźmiesz za duży, to będzie ci bardzo nie wygodnie i w dodatku jest możliwość, że ci spadnie- powiedział poważnie. Czy on jest normalny? O takich rzeczach rozmawiać w sklepie? Czy on nie ma wstydu?
-Dobra, dobra..., wezmę M....- rzekł i po tym nastała cisza. Wychyliłam sie ponownie zza regału, a w tym momencie zielonooki spojrzał w moją stronę. Szybko ukryłam się i w myślach modliłam się żeby tylko mnie nie zauważył. Po chwili ponownie spojrzałam w miejsce gdzie stał, ale jego już tam nie było. Uradowana z radością westchnęłam, gdy nagle ktoś dotknął mnie w ramię, odwróciłam się, a nade mną górował uśmiechnięty Harry. Z całego stresu i wstydu, wstałam, lecz w tym momencie, w jakiś niewytłumaczalny sposób potknęłam się o swoje nogi i przewróciłam się z hukiem na podłogę, wysypując całe moje zakupy. Usłyszałam za sobą śmiech Harry'ego, lecz po chwili pomógł mi podnieść się. Było mi tak głupio, że cała się zarumieniłam. Pozbierałam ze wstydem moje zakupy i spuściłam głowę.
-Nie ładnie tak podsłuchiwać- powiedział Harry z uśmiechem na ustach i dołeczkami w policzkach.
-Ja wcale nie podsłuchiwałam-powiedziałam cicho.
-Tak?- rzekł starając się powstrzymać uśmiech.- To co niby robiłaś?- zapytał.
-Yyyy..., szukałam..., papieru toaletowego- rzekłam z uniesioną głową.
-Ach, rozumiem..., to dlatego też chowałaś się zza regałem- zaśmiał się.
-Nooo..., nie do końca....- odrzekłam łapiąc się za kark i przygryzając wargę. Chłopak cały czas się do mnie uśmiechał, ale nic nie odpowiedział.
-Co tu robisz?- zapytał zmieniając temat.
-Przyjechałam po zakupy- powiedziałam. Harry spojrzał się na to co trzymałam w dłoni i tylko się uśmiechnął, a potem spojrzał mi się w oczy.
-Hmmm..., właśnie widzę- rzekł- Nie lepsze są tampony?- zapytał unosząc brew. Cała się zaczerwieniłam. Gdyby tylko wiedział dlaczego ich nie noszę...
-Ja wolę podpaski-odpowiedziałam ze wstydem.
-Słyszałem, że tampony są o wiele wygodniejsze... no chyba, że ty nie lubisz mieć coś w...., no wiesz- powiedział z uśmiechem, wskazując na moje krocze. Tego było już za wiele. On o niczym nie miał pojęcia. Odeszłam od niego bez słowa, lekko popchnęłam go ramieniem i poszłam w stronę kasy. Usłyszałam jak za mną biegnie i odwraca mnie do siebie.
-Lena, o co chodzi?- zapytał.
-O nic- powiedziałam z żalem.
-Przecież widzę..., znam ciebie na tyle- odrzekł, ale ja od razu wyrwałam mu się z objęć. Podeszłam do kasy i zapłaciłam za swoje zakupy, a potem wyszłam ze sklepu.
-Lena!-usłyszałam za sobą krzyk chłopaka, jednak nie reagowałam na jego krzyki. Ruszyłam w stronę mojego roweru i próbowałam go odczepić od słupka. W tym momencie podbiegł do mnie Harry.
-O co tobie chodzi?- zapytał.
-O co mi chodzi?- zapytałam go, nadal próbując odblokować zamek przy blokadzie od roweru.
-Z niewiadomych przyczyn wybiegłaś ze sklepu z wyrzutami i nie mówisz o co chodzi. To nie jest normalne. Przecież nic takiego nie powiedziałem-odrzekł ze smutkiem. Nie miałam zamiaru dłużej ciągnąć tego tematu, musiałam mu powiedzieć prawdę w oczy.
-Wydaję ci się, że mnie znasz, ale tak naprawdę nic o mnie nie wiesz, a twoje głupie żarty nie są dla mnie fajne. Może sądzisz, że każda dziewczyna poleci na twoje dołeczki, uśmiech, oczy i dziwne gadki o seksie, to się grubo mylisz! Bo są jednak dziewczyny, które nie myślą tylko o tym, aby się z kimś przespać! Ty jesteś facetem do skrajności płytkim, a w twojej głowie jest tylko myśl, którą dzisiaj zerżnąć! Nic nie wiesz o mnie i moim życiu. Daj mi spokój. Ja nie jestem dziewczyną, która poleci na wielkość twojego penisa, czy sposób uprawiania seksu! Jesteś zwykłym zboczuchem i napalonym gnojkiem, który nie zauważa prawdziwego życia, wychodzącego poza łózko i prezerwatywy!-krzyknęłam, wyrzucając z siebie wszystkie emocje. Po długich męczarniach, jednak udało mi się odblokować rower i ruszyłam nim do domu, zostawiając oszołomionego chłopaka. Dzisiaj na ulicach był duży ruch i upał co powodowało moje jeszcze większe zirytowanie.Nagle usłyszałam jak woła mnie Harry, gdy wtem usłyszałam pisk opon, głośne odgłos klaksonu i upadłam bardzo boleśnie na ziemię.
Podniosłam głowę oszołomiona i obolała. Gdy zauważyłam, że nade mną jest Harry i patrzy na mnie pełnym troski i rozpaczy wzrokiem. Leżeliśmy na chodniku. On na mnie, ja pod nim. Chłopak się podniósł i ruszył w stronę kierowcy, który jak się zorientowałam prawie we mnie wjechał. Harry pchnął mężczyznę, tak, że prawie upadł na ziemię.
-Co pan kurwa robi?!- krzyknął szatyn.
-Ale to nie...- zaczął się tłumaczyć nieznajomy, lecz nie zdążył dokończyć, bo Harry uderzył go pięścią w nos.
-Harry, przestań!- zaczęłam łkać. Niestety on nie reagował i okładał pięściami faceta, jak nieopamiętany. Nie wiedziałam co mam robić. Z trudem wstałam z ziemi, ponieważ byłam cała poobijana i podbiegłam do zielonookiego, próbując go uspokoić.
-Proszę! Harry, zostaw go!- piszczałam i płakałam, ale to nie skutkowało- To nie jest jego wina! Ja chciałam popełnić samobójstwo!- skłamałam, ale nie wiedziałam co mam robić. Doskonale wiedziałam, że to była moja wina, że prawie doszło do wypadku, bo nie uważałam na drodze. Harry momentalnie przestał bić mężczyznę i spojrzał na mnie zdezorientowanym wzrokiem. Po policzkach spływały mi łzy, spodnie miałam podarte, z kolana, policzka i łokcia ciekła mi krew, ale nie zwracałam na to uwagi. Byłam zraniona fizycznie i psychicznie. Miałam dość.
-Co ty w ogóle zrobiłeś?-zapytałam go ze smutkiem w głosie i wzięłam mój pocharatany rower, pozbierałam szybko zakupy i ruszyłam w stronę domu. Wokół nas zgromadziło się chyba z 20 osób, gdy nagle ktoś mnie zatrzymał.
-Potrzebujesz pomocy- powiedziała jakaś kobieta w czerwonej sukience.
-Nie, dziękuję..., poradzę sobie-odrzekłam starając się brzmieć jak najpewniej. Odeszłam, prowadząc rower. Słyszałam za sobą błagalny głos Harry'ego, ale nie reagowałam. Myślałam, że za mną pobiegnie, lecz najprawdopodobniej przyjechała już policja, bo słyszałam syreny i kazali mu zostać. Szłam jak sierota. Wszyscy przechodnie się na mnie patrzeli i coś mówili. Wyglądałam na pewno koszmarnie, ale to mnie nie obchodziło. Chciałam jedynie pojechać na zakupy, a spotkało mnie coś o wiele gorszego. Może Liam ma rację? Może naprawdę nie umiem sobie poradzić ze swoim życiem? Po policzkach spływały mi łzy,a w środku odczuwałam wielki ból. Harry był nieobliczalny, nie umiał nad sobą zapanować, niszczył wszystko co stanęło mu na drodze. Może mój brat również miał rację w tym, że powinnam trzymać się od niego z daleka? Już sama nie wiem kogo mam słuchać. Gdy otworzyłam drzwi mieszkania, usłyszałam parę głosów dochodzących z salonu. Otarłam łzy, starłam trochę brudu, lecz i tak to nic nie dało, aby zakryć mój teraźniejszy stan. Po głosach mogłam poznać, ze był tam Liam, Niall, Sophie i ciotka. Genialnie! Ściągnęłam buty i ruszyłam do schodów. Niestety zatrzymał mnie głos cioci.
-Gdzie byłaś?- powiedziała ciocia z radością, najwidoczniej była w dobrym humorze..., chyba już za niedługo to się zmieni.
-Yyyy..., w sklepie- odrzekłam zachrypniętym głosem od płaczu i zaczęłam iść na górę.Głowę cały czas miałam odwróconą do ściany.
-Lena..., chodź na chwilę- powiedział podejrzliwie mój brat. O, kurde. On zawsze rozpozna mój głos po płaczu... No to mam przerąbane.
-Musze iść do toalety- odrzekłam niepewnie.
-Przywitaj się z gośćmi. A tak w ogóle nie mówi się plecami do nas- powiedziała nerwowo Dorothy. Nie mam wyjścia, muszę stawić im czoła. Powoli, najwolniej jak tylko potrafiłam, odwróciłam się do nich twarzą i spojrzałam w oczy ciotce, która aż pisnęła z przerażenia.
-Boże!-załkała Dorothy- Co ci się stało?- załkała i podbiegła do mnie. Obok mnie znaleźli się również zdenerwowany Liam, troskliwy Niall i pomocna Sophie, która jedynie próbowała załagodzić mój ból serca i ciała swoim spojrzeniem, jakby wiedziała o wszystkim co się stało.
-Co się stało- powiedział Liam i złapał mnie za ramiona- Powiedz- załkał.
-Miałam..., mały wypadek-powiedziałam cicho.
-Lena, ale co się stało?- zapytał przerażony Niall.
-Nooo..., yyyy.... Jechałam rowerem i wjechał we mnie samochód, ale nic mi się nie stało- powiedziałam, bez zdradzania niektórych szczegółów.
-Samochód?!-pisnęła ciocia.
-Kto go prowadził?- zapytał nerwowo Liam.
-Nooo, nie znam go- odpowiedziałam cicho.
-Zabiję go!-krzyknął Liam i ruszył do drzwi, ale ja go zatrzymałam.
-Harry już się tym zajął- odpowiedziałam ze strachem.
-Słucham?! Co Harry ma z tym wspólnego?!- krzyknął mój brat.
-No bo..., on mnie uratował przed wypadkiem, a potem...yyyy....pobił tego faceta- powiedziałam ze smutkiem. Liam stał jak oniemiały, gdy nagle Sophia złapała mnie za ramię i spojrzała mi w oczy.
-To dlaczego płaczesz?- zapytała.
-Bo to nie była jego wina...., a Harry bił go jak opętany...-załkałam.
-Co, kurwa?!- zaklął Niall i Liam jednocześnie.
-To był jedynie wypadek z mojej winy- powiedziałam załamana.
-Będe musiał mu podziękować- odrzekł po cichu Liam.
-Ty nic nie rozumiesz!- krzyknęłam ze łzami w oczach i pobiegłam do swojego pokoju. Wskoczyłam na łóżko i zaczęłam głośno szlochać. Nagle ktoś mnie przytulił bez słowa i pocałował w czoło. Poczułam słodki zapach perfum i wiedziałam, że tą osobą była Sophie. Siedziała przy mnie przez cały czas, nic nie mówiąc jedynie mnie tuląc do serca. Cały czas płakałam. W pewnym momencie przyszedł do mojego pokoju Niall i spytał się czy może jakoś pomóc, ale Sophie wygoniła go ruchem dłoni. Widziałam w jego oczach smutek i troskę. Jednak w tamtej chwili, nie czułam żalu do nikogo, oprócz siebie samej, że dałam się tak omotać jednemu nieznanemu mi facetowi. Powoli się uspokajałam, ale moje oczy były całe spuchnięte od łez, a usta wysuszone od płaczu. Powoli odchodziłam do innego, lepszego świata....
***
Otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek, była 3:23. Udałam się obolała do łazienki i delikatnie obmyłam sobie rany i dopiero wtedy zaczęłam się myć. Po godzinie wyszłam z łazienki i ujrzałam karteczkę pozostawioną na moim stoliku. Wzięłam ją do ręki i zaczęłam czytać.
Jeśli chcesz możemy pogadać. Nikt ciebie nie rozumie, ja wszystko widziałem.
P.S. Może jednak mam ładny głos?
Cicho westchnęłam, a gdy się odwróciłam ujrzałam ciemną postać z czerwonymi oczami, która trzymała w ręku pistolet. Cicho pisnęłam. Postać naładowała broń i powiedziała:
-Dzisiaj prawie zginęłaś..., szkoda, że jeszcze zyjesz, ale za chwilę to naprawimy.
Po tych słowach był tylko:
Huk.
Trzask.
Wystrzał.
Upadek.
Krzyk.
Biel i czerń.
Potem nastała już tylko ciemność.
___________________________________________________________________________________
Jak wam się podoba? :o
Starałam dodać temu rozdziałowi trochę emocji... mam nadzieję, że się udało.
Swoje opinie jak zawsze zostawiajcie w komentarzach...., choć nie mówię, że nie sprawia mi radości liczba wyświetleń :D
Jeśli jest może jakaś osoba, której nie zachęcałam osobiście do czytania mojego bloga, a jednak go czyta, niech pozostawi po sobie jakis komentarz- będe wtedy wiedziała, czy ktoś więcej to czyta ;)
Do zobaczenia gwiazdeczki :*
Wasza Dusia :8
''(...) ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co dla nich najgorsze''
OdpowiedzUsuń~Joanne Rowling
P.S. A szczególności Lena :P........Czekam na następny!!!!