Rozdział 14-"Kocham cię"
Obudziłam się nagle. Wciągnęłam do ust powietrze i uświadomiłam sobie, że wokół unosi się zapach środków dezynfekujących i farby. Obok mojej głowy usłyszałam równomierne pikanie. Otworzyłam oczy i spostrzegłam się, że leżę w białej sterylnej sali, z oknem po prawej stronie. Byłam na białym szpitalnym łóżku, ze stolikiem po prawej oraz dwoma wolnymi łóżkami i aparaturą szpitalną po lewej. Byłam w szpitalu. Do mojej głowy dotarły wspomnienia ostatnich kilku godzin i przestraszona szybko się podniosłam, aż poczułam silny ból z tyłu głowy. Cicho syknęłam i spojrzałam w stronę drzwi. Dzięki szybie, która w nich była, zauważyłam stojących rodziców, rozmawiających z lekarzem. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo za nimi tęskniłam. Potrzebowałam widoku troskliwych, błękitnych oczu mamy i pokrzepiającego uścisku taty. W tym momencie bardziej współczułam moim opiekunom, niż sobie. Jakie to musi być uczucie, gdy twoje dziecko zostało skrzywdzone, a ty nic nie możesz na to poradzić Wiedziałam, że mama zawsze udawała dzielną i próbowała wszystko trzymać pod kontrolą. Prawie nigdy nie widziałam jak płakała. Jednak nieraz spostrzegałam w jej oczach smutek i żal, chociaż starała się tego nie okazywać. Może ukrywała swoje łzy, może płakała pod prysznicem lub w łóżku przed snem- tak żeby nikt ich nie widział. Gdy ludzie ją mijali i z nią rozmawiali, ta zakładała na twarz uśmiech i udawała szczęśliwą. Jednak ja poznałam jej tajemnicę, jej oczy zdradzają prawdę. Tata również zgrywał twardego osobnika, choć gdy miał okazję kogoś pocieszyć lub komuś pomóc, zawsze to robił. Pamiętam jak kiedyś gdy ojciec pojechał z nami na zakupy i w każdym sklepie była zbiórka żywności dla ubogich rodzin, to tata za każdym razem dawał dla nich koszyk produktów. Mama była wtedy bardzo zła, bo wydaliśmy więcej pieniędzy na kupno jedzenia dla potrzebujących, niż dla siebie samych. Gdy spoglądałam na ich twarze widziałam w nich smutek, wyrzuty sumienia i strach. Nie mam pojęcia jak długo tu już leżałam, ani w jaki sposób się tu znalazłam. Aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że na pewno wsiedli w pierwszy lepszy samolot lecący do Australii i tak tu przybyli. Nagle spostrzegłam, że po policzku mamy toczy się łza, a ona sama zaczyna szlochać i wtula się w ramiona taty, który całuje ją w głowę. Opadam na łóżko i przymykam oczy. To wszystko moja wina! Gdybym nie szła do tego dziwnego klubu i posłuchała ciotki, to bym nie spotkała Christiana, następnie faceta, który dolewał coś do szklanki dziewczyny, nie poszłabym za nimi na zaplecze, a potem nie zaatakowałby mnie chłopak, Harry nie musiałby bić Christiana, Niall nieść mnie na rękach do samochodu. Właśnie..., gdzie oni się w ogóle podziali? Ostatnie co pamiętam to fakt, że zasnęłam z głową na kolanach Harry'ego. Nic więcej nie przychodzi mi do głowy. Jednak wiem, że coś się jeszcze wydarzyło. Coś mi mówi, że to właśnie Niall i Harry zawiadomili moją rodzinę o zaistniałej sytuacji. To dzięki nim zawdzięczam swoje życie. Mimo to nie rozumiem dlaczego moja mama zanosiła się płaczem. Żadna większa krzywda mi się nie stała. Mam dość dużą ranę rozcięcia na brzuchu, podbitą twarz, posiniaczone ręce, plecy oraz rozcięcie z tyłu głowy. W prawdzie są to dość duże obrażenia, jednak nie wielkie z porównaniem z tym co mogło się stać. Moje rozmyślania przerwało skrzypnięcie drzwi. Otworzyłam oczy i ujrzałam moich rodziców z troską wymalowaną w oczach. Mama podbiegła do mnie i mocno mnie przytuliła, zaczęła płakać. Po moich policzkach popłynęły łzy szczęścia, że mogłam ich zobaczyć oraz, że byłam tu żywa. Wciągnęłam zapach jej owocowych perfum, ale w ich woni można było poczuć jeszcze jeden zapach...papierosów. Od kiedy to mama paliła? Po paru minutach odsunęła się ode mnie i otarła wierzchem dłoni łzy. Spojrzałam na nią ze smutkiem, a później skierowałam wzrok na ojca. Cały czas się nam przyglądał, aż w końcu podszedł do mnie i również mnie objął. Po chwili się ode mnie odsunął i rękawem szybko starł niechcianą łzę. Dopiero teraz dostrzegłam pod jego oczami cienie, oznaczające nie przespane noce, spostrzegłam siateczkę zmarszczek. Doskonale wiedziałam, że gdyby nie ja, stan moich rodziców nie byłby tak przygnębiający. Mama usiadła na wolnym obok łóżku, a tata oparł się o parapet. Po chwili, gdy oboje pozbierali się, odezwałam się:
-Czemu płaczesz?- zapytałam, na co mama lekko się uśmiechnęła.
-Cieszymy się, że ciebie widzimy-odrzekła.
-Ale nic poważnego mi nie jest?-zapytałam z przejęciem.
-Nie..., lekarze dziwią się, że nic poważnego ci się nie stało. Doznałaś dużego uderzenia w tył czaszki i każdy człowiek na twoim miejscu byłby niepełnosprawny albo w najlepszym przypadku, nie mógłby przez około dwa miesiące robić żadnych ruchów i do końca życia brać leki. Ty jednak wyszłaś z tego cało- odrzekł z przejęciem tata.
-O matko...-to były jedyne słowa, które byłam w stanie wypowiedzieć Jakim cudem wszystko przybrało taki obrót?
-Bardzo się cieszymy, że wszystko jest z tobą w porządku- szepnął i spoglądnął w stronę drzwi -chyba ktoś chce się z tobą zobaczyć, dlatego pójdziemy na korytarz. Obejrzałam się w stronę drzwi i ujrzałam Harry'ego, który kłócił się z pielęgniarką, a Niall próbował go uspokoić. Lekko się uśmiechnęłam i pokręciłam głową. Jak zawsze musiał zrobić jakąś aferę.
-Za chwilę go zawołamy-odrzekła mama ze łzami w oczach i pocałowała mnie czule w czoło, a tata potarł moją dłoń. Oboje rodzice wyszli z sali i podeszli do chłopaków. Powiedzieli coś do pielęgniarki, na co ona pokiwała niechętnie głowa i się zarumieniła i odeszła. Oparłam się plecami o poduszkę i podciągnęłam pościel bardziej na piersi. Do salki wszedł ostrożnie Harry z Niall'em. Loczek spojrzał na mnie z troską wymalowaną na twarzy. Uśmiechnęłam się lekko i starałam się podnieść z łóżka. Niestety, nie udało mi się to, bo chwilę później zakręciło mi się w głowie. Niall złapał mnie za rękę i pomógł mi się położyć, jednak ja wolałam siedzieć.
-Nie możesz tak szybko wstawać-powiedział z troską blondyn.
-Niestety-odrzekłam.
-Jak się czujesz?- spytał zaniepokojony Harry. Spojrzałam w jego oczy i zauważyłam, że zielone tęczówki są jasne i wypełnione przejęciem, troską i... nadzieją. Pod jego oczętami widziałam szare cienie, które świadczyły zapewne o nieprzespanych nocach. Czemu tak bardzo się o mnie martwił?
-Hmm..., nie biorąć pod uwagę bólu głowy i wszystkich kończyn oraz ogólnego osłabienia, to jest w porządku-powiedziałam z lekkim pocieszeniem w głosie. Co się stało, że byłam taka spokojan?
-Nawet nie wiesz jak nam ulżyło- stwierdził cicho Niall- My z Harry'm prawie na zawał umarliśmy- dodał błękitnooki na co brunet się zaśmiał.
-Z czego się śmiejesz?-zapytałam Harry'ego marszcząc brwi.
-Kto umrze, ten umrze-odrzekł z figlarnym uśmieszkiem. Spojrzałam na Niall'a, a ten tylko wywrócił oczami i prychnął. Między nami zapanowała długa i niezręczna cisza. wiedziałam, że chłopacy ukrywają przede mną jakiś sekret, tylko jaki? Ja również chciałam coś im powiedzieć, a raczej spytać. Dlatego zaczęłam przerywając dziwną ciszę:
-Co tam się stało?- zapytałam. Chłopcy spojrzeli po sobie z przejęciem, a Harry zmarszczył brwi.- Facet ciebie zaatakował i chciał ci zrobić krzywdę. Zrobił ją, ale mogło być gorzej-stwierdził Harry.
-Nic nie pamiętasz- spytał Niall z konsternacją wymalowaną na twarzy.
-Pamiętam...-odrzekłam i spojrzałam na swoje ręce. Lena. Musisz to powiedzieć!- powiedziałam sobie w myślach- Ale tu chodzi o coś więcej-powiedziałam i podniosłam głowę patrząc na obydwu chłopaków. Harry głośno przełknął ślinę, ale nic nie powiedział. Niall zmrużył oczy i odrzekł:
-O co ci chodzi?- zapytał- Jakiś palant ciebie zaatakował, apotem chciał ciebie zgwałcić. Czego jeszcze szukasz? Mało ci?- zapytał wkurzony. Tak. Powiedział to. Chciał mnie ZGWAŁCIĆ. ZNOWU. Po moim policzku stoczyła się łza, ale szybko ją starłam. Nie będe płakać.
-Lena..., przepraszam..., ja...- tłumaczył się Niall. Położył swoją dłoń na moją, ale ja ją szybko odsunęłam. Podniosłam głowę i tym razem spojrzałam na Harry'ego. Patrzył się na mnie tymi pięknymi oczami. Ugh! Lena uspokój się!-skarciłam się w duchu.
-Co się stało z tym chłopakiem?-zapytałam bruneta.
-Został odpowiednio ukarany-powiedział bez zastanowienia zielonooki.
-Co mu zrobiłeś?-zapiszczałam z przejęcia.
-To na co sobie sam zasłużył- stwierdził ponuro Harry.
-Harry...-zaczęłam, ale do pokoju wszedł Liam.
Spojrzałam na mojego brata, a moje serce momentalnie pękło. Był cały rozczochrany, a oczy miał podpuchnięte. Podbiegł do mnie ze łzami w oczach i mocno się do mnie przytulił. Po policzkach zaczęły mi płynąć łzy. Z głowy wyleciały mi wszystkie nasze wspólne sprzeczki i kłótnie. Teraz liczyło się, że byłam bezpieczna. Miałam obok siebie trójkę wspaniałych mężczyzn, dzięki którym nadal żyłam i miałam po co żyć. Trwaliśmy w tym uścisku parę minut, a potem Liam usiadł na łóżku obok zaczął zadawać pytania: czy się dobrze czuję, jak do wszystkiego doszło, kto to był. Najdziwniejsze było to, że jedynie Harry z Niall'em odpowiadali na pytania dotyczące całego wydarzenia. Jakby tego było mało oczywiście zmienili prawie całą historię, choć znali prawdę. Zastanawiałam się,czy może nie zwrócić im uwagi, ale zdecydowałam spytać się ich po tym, jak będziemy sami. Pewnie mieli w tym jakiś cel, ale na razie nie wiedziałam jaki. Po wszystkich odwiedzinach, czyli: rodziców, Harry'ego i Niall'a, Liam'a i ciotki, przyszedł lekarz. Pytał się o mój stan fizyczny, a ja mu powiedziałam, że nie jest najgorzej. Następnie przyszło dwóch psychologów i uznali mój stan jako bardzo dobry. Dorothy ubłagała jeszcze lekarza żeby mnie od razu wypuścił i po wielkich prośbach wreszcie się udało. Gdy dotarłam do domu cioci, umyłam się i przebrałam, a potem udałam się do salonu, bo miało się odbyć "zebranie rodzinne", chociaż uczestniczyli w nim również Harry i Niall. Wszyscy siedzieli na krzesłach lub sofie i uważnie mi się przyglądali.
-Yyyy..., po co się tu spotkaliśmy?- zapytałam ostrożnie.
-Hmm...- zaczął tata- Zastanawiamy się kiedy chcesz stąd wyjechać-stwierdził tata. Słucham? Rozszerzyłam oczy ze zdziwienia. Jak to? Miałam stąd jechać? Ja się stąd nigdzie nie ruszam. Pewnie uważałabym to za dziwaczne parę dni temu, ale teraz sądzę, że to jest jedyna dobra decyzja. Gdy tu na początku przyjechałam od razu chciałam jechać do domu. Nienawidziłam Dorothy i całego tego domu. Gdy poznałam Harry'ego i Niall'a, miałam po prostu dosyć. Czułam się tutaj całkowicie samotna. Praca również nie była wspaniała. Jednak po ostatnich wydarzeniach doceniałam otaczające mnie osoby, chociaż ich długo nie znałam. Oni byli w stanie dla mnie poświęcić życie...Nie wiem, jak mam to wszystko im przekazać, ale muszę to zrobić, zbyt mocno przywiązałam się do tego miejsca... i ludzi.
-Jeśli chcesz, możemy jechać jeszcze dzisiaj- przerwała ciszę mama. Spojrzałam na ciocie, która cały czas się we mnie wpatrywała, ale jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Przeniosłam wzrok na Harry'ego, który był oparty o swoje kolana, a głowę miał spuszczoną w dół, widać było, że nie był zbytnio szczęśliwy z obrotu całej sytuacji. Niall za to wpatrywał się w swoje ręce, na jego twarzy malował się... smutek? Liam opierał się o framugę drzwi i patrzał się w dal. No tak... , tą decyzję będę musiała sama podjąć... Głośno westchnęłam i ukryłam twarz w dłoniach.
-Nie stresuj się... Nikt nie będzie zły jeśli jeszcze dzisiaj wyjedziesz... to przecież to zrozumiałe.. Każdy by to zrobił na twoim miejscu...-rzekła cicho mama- Ciocia próbowała mnie namówić żebyś została..., ale ja wiem, że ty chcesz jechać kochanie... Myliłam się, że tutaj ktoś zapewni tobie bezpieczeństwo...-odpowiedziała mama. Spojrzałam ze łzami na twarz mamy, a potem ciotki..., ona cały czas mi się wpatrywała.
-Im dłużej będziesz zwlekać, tym gorzej... Tata tak naprawdę spakował twoje rzeczy..., chodź jedźmy...Posłu...-odrzekła mama, ale ciocia jej przerwała.
-Jeśli chcesz, aby sama podjęła decyzję, to daj jej samej myśleć-powiedziała ostro. Lekko się uśmiechnęłam. Mama mówiła, że nie zapewnili mi tu bezpieczeństwa.., a w domu było inaczej?! To właśnie tutaj poczułam się wolna..., jak zwykła siedemnastolatka. Poznałam nowych ludzi, bez żadnego przymusu oraz poznałam sama okolicę, a nawet miałam pracę. Owszem stała tu mi się krzywda, ale to była jedynie moja wina.Niczyja więcej. Wychodząc ze szpitala, okazało się, że w dokumentacji, Harry powiedział,, że to on namówił mnie na pójście do tego baru, a potem stracił mnie z oczu. Niall doszedł do niego później, tak więc on też nie był niczego winien. Potem ja zaczęłam wołać pomocy, a Niall mnie usłyszał. Harry za to pobiegł za chłopakiem, który mnie zaatakował, ale go nie dogonił, a potem przewieźli mnie do szpitala. Taką historię powiedział również Harry Liam'owi i moim rodzicom. Teraz wiedziałam dlaczego tak postąpił, chciał całą winę przenieść na siebie żebym nie odczuwała następnego stresu. Obronił mnie. Niestety tym razem poradziłam sobie sama...
-Harry to bardzo nie odpowiedzialny młodzieniec i nie wiem dlaczego Dorothy zaufała mu tak bardzo żeby miał ciebie pod swoją opieką. To było bardzo nieodpowiednie. On chyba nawet sobie nie zdawał sprawy co może ci się stać-powiedział tata. Spojrzałam na zielonookiego, ale on nadal miał spuszczoną głowę i nie reagował.
-Tata ma rację..., to było wręcz dziecinne zachowanie. Zastanawialiśmy się nawet, czy nie zgłosić go na policję, za niedopilnowanie ciebie-odrzekła z pogardą mama. Że co?! To już jest przegięcie.
-To jest bardzo mądry chłopak-powiedziała ze złością Dorothy.
-No właśnie widzieliśmy. Taki mądry, że naraził na śmierć nasze dziecko!-odrzekł ojciec ze złością.
-Nie zdajecie chyba sobie sprawy, że więżąc to dziecko, nasyłacie na nią smutek i nieszczęście! Tutaj czuła się wolna!-krzyknęła ciocia.
-My jej nie więzimy. My zapewniamy jej bezpieczeństwo!-odrzekła mama. Słuchałam ich coraz to bardziej narastającej kłótni. Wszyscy sie ze sobą kłócili. Tylko ja, Niall, Harry i Liam byliśmy cicho. nie mogłam już patrzeć na rosnącą nienawiść mojej rodziny względem siebie. Postanowiłam więc wszystko sprostować i powiedzieć prawdę. Tym razem nie ukrywałam się w cieniu Ukazałam, że ja wszystkiego się nie boję.
-Cisza!!!-wrzasnęłam na całe gardło. Z gniewem popatrzyłam na wszystkich. Nastała cisza. Wszyscy spojrzeli się na mnie, nawet blondyn i szatyn. Wtedy nie było odwrotu.
-Teraz niech wszyscy mnie posłuchają-odpowiedziałam- Ja również mam wiele do powiedzenia-rzekłam i odetchnęłam- Po pierwsze, nie powiedziałam, że chcę z tąd w ogóle wyjeżdżać-rzekłam i spojrzałam na rodziców, tata rozszerzył źrenice, a mama chciała coś powiedzieć, ale ja pokiwałam jej palcem. Zobaczyłam na Harry'ego, a jego oczy jakby zaświeciły radością.
-Po drugie, Harry kłamał. Tak naprawdę to wszystko było moją winą-odrzekłam i zaczęłam opowiadać całą historię z każdym detalem. W czasie mojego opowiadania patrzałam na rodziców po których mogłam spostrzec się, że byli zdziwieni. Harry natomist miał smutny wyraz twarzy i co chwilę kręcił głową, każąc mi przestać mówić, jednak ja kontynuowałam. Jedyne co pozostało nie zmienione to fakt, że powiedziałam iż winowajca uciekł, a Harry go nie dogonił. Skłamałam. Nie chciałam jednak wkręcać Harry'ego. to byłoby nie fair. Gdy skończyłam powiedziałam:
-Harry skłamał, bo chciał mnie bronić. Nie obwiniajcie go tylko mnie. To była jedynie moja wina. Oni mnie uratowali-rzekłam, a potem nastała długa i dziwna cisza. Po chwili jednak tata zapytał:
-to skąd oni niby wiedzieli, że jesteś w niebezpieczeństwie?-zapytał z dozą podejrzeń... No własnie. Tego to ja również nie wiedziałam. Nie mogłam powiedzieć, że nie wiem, bo to by oznaczało, że oni jednak są winni... Lena! Dalej, myśl! Od ciebie to wszystko zależy! Spojrzałam na Harry'ego, ale on jedynie uniósł brew, czekając na moją odpowiedź. Niall za to lekko się uśmiechał. Świetnie! Teraz to polecą kłamstwa.
-No bo...-zacięłam się. Lena! Dalej! Kiedyś byłaś mistrzem kłamstw!-Yyyy...nooo, bo... My z Harry'm od pewnego czasu się spotykamy...iii...często ze sobą piszemy...iiii....Harry zmartwił się, że tak długo nie odpisuje..yyy..iiii...namierzył mnie swoim telefonem..., a potem to już wiadomo...-powiedziałam ze stresem. Genialnie Lena! Lepszego kłamstwa to nie mogłaś wymyślić...Miałam jednak nadzieję, że każdy mi uwierzył. Spojrzałam na Harry'ego, a on szczerze się do mnie uśmiechał. W jego policzkach były widoczne te niebiańskie dołeczki! O. Mój. Boże... Lena!!! Wróć na ziemię!-skarciłam siebie w myślach. Cała się zarumieniłam. Rodzice spoglądali na mnie podejrzliwie. Liam był widocznie wkurzony, ale sie nie odzywał.
-Czyli... wy jesteście razem?-zapytał tata. Nie... Świetnie! Co ja miałam mu powiedzieć! Nie tato. Tak naprawdę to wszystko było kłamstwo. Lecz owszem, śnię o jego dołeczkach i jego oczach. On jest taki boski!-pomyślałam. Gdybym tak powiedziała na pewno odwieźliby mnie do psychiatryka...
-Yyyy.... nie do końca...-odrzekłam, a na mojej twarzy zakwitła kolejna warstwa rumieńców.
-Aha...-powiedziała mama. Co teraz nastąpi?
-Czyli chcesz zostać?-zapytała ciocia. Zaczęłam ją naprawdę kochać! Dzięki niej wyszłam z niekomfortowej sytuacji.
-Tak-odrzekłam, a mama pokiwała lekko głową, a tata miał skwaszoną minę. Po chwili jednak zaczęli przepraszać i za razem dziękować Niall'owi i Harry'emu, a potem gratulowali nam naszej świetnie zapowiadającej się "miłości". Ciocia rozpakowała moje walizki, a potem wszyscy zaczęliśmy robić wspólną kolację. Rodzice powiedzieli, że mają samolot jutro rano, a Liam odpowiedział, że musi jechać z nimi. Kiedy zasiedliśmy do stołu, zauważyłam, że z całej sytuacji nie był zadowolony jedynie niall i Liam. Liam rozumiem.., ale dlaczego również Niall? Kiedy zaczęłam nakładać sobie sałatki na talerz, odezwał się surowym tonem Liam:
-Jakoś wam nie wierzę.
-Ale o co ci chodzi?-zapytałam niepewnym głosem. Czyżby zaczął coś podejrzewać? Tylko nie to...
-Jakoś mi się nie chcę wierzyć, że się na wzajem kochacie-odrzekł. Proszę tylko nie to... Co ja maiałam mu powiedzieć. Nie byłam w stanie niczego zrobić.
-Co mamy zrobić żebyś nam uwierzył?-zapytał Harry spokojnym głosem. Hmm..., czyli on również trwał w moim kłamstwie.
-Hmm..., pocałunek może każdy udać, pustym czynom również nie uwierzę...., jednak pod pewną przysięgą, powiecie sobie na wzajem, że się kochacie-odrzekł z dumą.
-Liam...-zaczęła ciocia, jednak on ją zignorował i uniósł jedną brew. Harry odwrócił się do mnie twarzą, a ja spojrzałam w jego piękne szmaragdowe oczy, które uratowały mnie i wkurzały oraz pocieszały. Po co ja w ogóle kłamałam? No tak..., żeby chronić Harry'ego..dla niego było warto...
-Powtarzajcie moje słowa-odrzekł Liam- Pod przysięgą świętego Michała Archanioła i wszystkich jego braci oraz za sprawą samego jego pana, mamy powiedzieć następujące słowa...-rzekł, a my razem z nim. Harry spojrzał mi głęboko w oczy i odpowiedział swoim głębokim i zachrypniętym głosem:
-Kocham cię.
Moje serce zadrgało. Wokół zrobiło się dziwnie duszno. Jego oczy były takie cudowne...
-Kocham cię-odpowiedziałam również słabym od emocji głosem. Harry zamrugał parę razy oczami, jakby wybudził się z transu, a potem odwrócił głowe i spojrzał na Liam'a.
-Teraz nam wierzysz?-zapytał z wyższością.
-Tak-rzekł z wyrzutami mój brat. Następnie wszyscy wrócili do wcześniejszych rozmów i jedzenia. Jednak ja nie byłam już nic w stanie więcej zjeść.
Nie wiem, o co chodziło Liam'owi z tą przysięgą. Ja nie wierzyłam w Boga, więc dla mnie to nie miło większego znaczenia, jednak widać było, że dla Harry'ego- owszem. Ciszyłam się, że mamy to już za sobą, oraz, że oprócz kłamstwa, przysięga mnie nie dotyczyła i jej nie złamałam. Jednak w głębi serca i duszy, wiedziałam, że mogłabym nawet przysiąść na swoje własne lub życie moich najbliższych, że kocham Harry'ego, a nie skłamałabym. Bo tak naprawdę gdzieś głęboko w moim sercu narodziła się miłość, do tego pięknego chłopaka o szmaragdowych oczach, pięknych dołeczkach, wspaniałym ciele, cudownym głosie i czerwonych ustach. Narodziła się miłość, której już nie byłam w stanie zatrzymać, choć o tym, nie wiedziałam. Najbardziej jednak było mi przykro, że ja powiedziałam mu prawdę, a on skłamał, że mnie kocha....
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
HARRY
Rzekłem te słowa "Kocham cię". Przed przysięgą nie ma kłamstw...
Najbardziej jednak było mi przykro, że ja powiedziałem jej prawdę, a ona skłamała, że mnie kocha....
____________________________________________________________________________________
Heloł!
Parę info:
*Przepraszam, że ostatnio nie dodałam żadnego rozdziału... Bardzo was przepraszam, jednak zawsze kiedy miałam to zrobić, coś mi wypadało.Wiem, że to nie jest usprawiedliwienie, jednak mam nadzieję, że mi wybaczycie...
*Dziękuję wam za wszystkie wyświetlenia i za to, że czytacie :****
*Cieszyłabym się gdyby KTOŚ pisał JAKIEŚ komentarze. Chciałabym wiedzieć czy wam się to podoba, czy nie. :P
*Życzę miłego tygodnia :D
-Czemu płaczesz?- zapytałam, na co mama lekko się uśmiechnęła.
-Cieszymy się, że ciebie widzimy-odrzekła.
-Ale nic poważnego mi nie jest?-zapytałam z przejęciem.
-Nie..., lekarze dziwią się, że nic poważnego ci się nie stało. Doznałaś dużego uderzenia w tył czaszki i każdy człowiek na twoim miejscu byłby niepełnosprawny albo w najlepszym przypadku, nie mógłby przez około dwa miesiące robić żadnych ruchów i do końca życia brać leki. Ty jednak wyszłaś z tego cało- odrzekł z przejęciem tata.
-O matko...-to były jedyne słowa, które byłam w stanie wypowiedzieć Jakim cudem wszystko przybrało taki obrót?
-Bardzo się cieszymy, że wszystko jest z tobą w porządku- szepnął i spoglądnął w stronę drzwi -chyba ktoś chce się z tobą zobaczyć, dlatego pójdziemy na korytarz. Obejrzałam się w stronę drzwi i ujrzałam Harry'ego, który kłócił się z pielęgniarką, a Niall próbował go uspokoić. Lekko się uśmiechnęłam i pokręciłam głową. Jak zawsze musiał zrobić jakąś aferę.
-Za chwilę go zawołamy-odrzekła mama ze łzami w oczach i pocałowała mnie czule w czoło, a tata potarł moją dłoń. Oboje rodzice wyszli z sali i podeszli do chłopaków. Powiedzieli coś do pielęgniarki, na co ona pokiwała niechętnie głowa i się zarumieniła i odeszła. Oparłam się plecami o poduszkę i podciągnęłam pościel bardziej na piersi. Do salki wszedł ostrożnie Harry z Niall'em. Loczek spojrzał na mnie z troską wymalowaną na twarzy. Uśmiechnęłam się lekko i starałam się podnieść z łóżka. Niestety, nie udało mi się to, bo chwilę później zakręciło mi się w głowie. Niall złapał mnie za rękę i pomógł mi się położyć, jednak ja wolałam siedzieć.
-Nie możesz tak szybko wstawać-powiedział z troską blondyn.
-Niestety-odrzekłam.
-Jak się czujesz?- spytał zaniepokojony Harry. Spojrzałam w jego oczy i zauważyłam, że zielone tęczówki są jasne i wypełnione przejęciem, troską i... nadzieją. Pod jego oczętami widziałam szare cienie, które świadczyły zapewne o nieprzespanych nocach. Czemu tak bardzo się o mnie martwił?
-Hmm..., nie biorąć pod uwagę bólu głowy i wszystkich kończyn oraz ogólnego osłabienia, to jest w porządku-powiedziałam z lekkim pocieszeniem w głosie. Co się stało, że byłam taka spokojan?
-Nawet nie wiesz jak nam ulżyło- stwierdził cicho Niall- My z Harry'm prawie na zawał umarliśmy- dodał błękitnooki na co brunet się zaśmiał.
-Z czego się śmiejesz?-zapytałam Harry'ego marszcząc brwi.
-Kto umrze, ten umrze-odrzekł z figlarnym uśmieszkiem. Spojrzałam na Niall'a, a ten tylko wywrócił oczami i prychnął. Między nami zapanowała długa i niezręczna cisza. wiedziałam, że chłopacy ukrywają przede mną jakiś sekret, tylko jaki? Ja również chciałam coś im powiedzieć, a raczej spytać. Dlatego zaczęłam przerywając dziwną ciszę:
-Co tam się stało?- zapytałam. Chłopcy spojrzeli po sobie z przejęciem, a Harry zmarszczył brwi.- Facet ciebie zaatakował i chciał ci zrobić krzywdę. Zrobił ją, ale mogło być gorzej-stwierdził Harry.
-Nic nie pamiętasz- spytał Niall z konsternacją wymalowaną na twarzy.
-Pamiętam...-odrzekłam i spojrzałam na swoje ręce. Lena. Musisz to powiedzieć!- powiedziałam sobie w myślach- Ale tu chodzi o coś więcej-powiedziałam i podniosłam głowę patrząc na obydwu chłopaków. Harry głośno przełknął ślinę, ale nic nie powiedział. Niall zmrużył oczy i odrzekł:
-O co ci chodzi?- zapytał- Jakiś palant ciebie zaatakował, apotem chciał ciebie zgwałcić. Czego jeszcze szukasz? Mało ci?- zapytał wkurzony. Tak. Powiedział to. Chciał mnie ZGWAŁCIĆ. ZNOWU. Po moim policzku stoczyła się łza, ale szybko ją starłam. Nie będe płakać.
-Lena..., przepraszam..., ja...- tłumaczył się Niall. Położył swoją dłoń na moją, ale ja ją szybko odsunęłam. Podniosłam głowę i tym razem spojrzałam na Harry'ego. Patrzył się na mnie tymi pięknymi oczami. Ugh! Lena uspokój się!-skarciłam się w duchu.
-Co się stało z tym chłopakiem?-zapytałam bruneta.
-Został odpowiednio ukarany-powiedział bez zastanowienia zielonooki.
-Co mu zrobiłeś?-zapiszczałam z przejęcia.
-To na co sobie sam zasłużył- stwierdził ponuro Harry.
-Harry...-zaczęłam, ale do pokoju wszedł Liam.
Spojrzałam na mojego brata, a moje serce momentalnie pękło. Był cały rozczochrany, a oczy miał podpuchnięte. Podbiegł do mnie ze łzami w oczach i mocno się do mnie przytulił. Po policzkach zaczęły mi płynąć łzy. Z głowy wyleciały mi wszystkie nasze wspólne sprzeczki i kłótnie. Teraz liczyło się, że byłam bezpieczna. Miałam obok siebie trójkę wspaniałych mężczyzn, dzięki którym nadal żyłam i miałam po co żyć. Trwaliśmy w tym uścisku parę minut, a potem Liam usiadł na łóżku obok zaczął zadawać pytania: czy się dobrze czuję, jak do wszystkiego doszło, kto to był. Najdziwniejsze było to, że jedynie Harry z Niall'em odpowiadali na pytania dotyczące całego wydarzenia. Jakby tego było mało oczywiście zmienili prawie całą historię, choć znali prawdę. Zastanawiałam się,czy może nie zwrócić im uwagi, ale zdecydowałam spytać się ich po tym, jak będziemy sami. Pewnie mieli w tym jakiś cel, ale na razie nie wiedziałam jaki. Po wszystkich odwiedzinach, czyli: rodziców, Harry'ego i Niall'a, Liam'a i ciotki, przyszedł lekarz. Pytał się o mój stan fizyczny, a ja mu powiedziałam, że nie jest najgorzej. Następnie przyszło dwóch psychologów i uznali mój stan jako bardzo dobry. Dorothy ubłagała jeszcze lekarza żeby mnie od razu wypuścił i po wielkich prośbach wreszcie się udało. Gdy dotarłam do domu cioci, umyłam się i przebrałam, a potem udałam się do salonu, bo miało się odbyć "zebranie rodzinne", chociaż uczestniczyli w nim również Harry i Niall. Wszyscy siedzieli na krzesłach lub sofie i uważnie mi się przyglądali.
-Yyyy..., po co się tu spotkaliśmy?- zapytałam ostrożnie.
-Hmm...- zaczął tata- Zastanawiamy się kiedy chcesz stąd wyjechać-stwierdził tata. Słucham? Rozszerzyłam oczy ze zdziwienia. Jak to? Miałam stąd jechać? Ja się stąd nigdzie nie ruszam. Pewnie uważałabym to za dziwaczne parę dni temu, ale teraz sądzę, że to jest jedyna dobra decyzja. Gdy tu na początku przyjechałam od razu chciałam jechać do domu. Nienawidziłam Dorothy i całego tego domu. Gdy poznałam Harry'ego i Niall'a, miałam po prostu dosyć. Czułam się tutaj całkowicie samotna. Praca również nie była wspaniała. Jednak po ostatnich wydarzeniach doceniałam otaczające mnie osoby, chociaż ich długo nie znałam. Oni byli w stanie dla mnie poświęcić życie...Nie wiem, jak mam to wszystko im przekazać, ale muszę to zrobić, zbyt mocno przywiązałam się do tego miejsca... i ludzi.
-Jeśli chcesz, możemy jechać jeszcze dzisiaj- przerwała ciszę mama. Spojrzałam na ciocie, która cały czas się we mnie wpatrywała, ale jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Przeniosłam wzrok na Harry'ego, który był oparty o swoje kolana, a głowę miał spuszczoną w dół, widać było, że nie był zbytnio szczęśliwy z obrotu całej sytuacji. Niall za to wpatrywał się w swoje ręce, na jego twarzy malował się... smutek? Liam opierał się o framugę drzwi i patrzał się w dal. No tak... , tą decyzję będę musiała sama podjąć... Głośno westchnęłam i ukryłam twarz w dłoniach.
-Nie stresuj się... Nikt nie będzie zły jeśli jeszcze dzisiaj wyjedziesz... to przecież to zrozumiałe.. Każdy by to zrobił na twoim miejscu...-rzekła cicho mama- Ciocia próbowała mnie namówić żebyś została..., ale ja wiem, że ty chcesz jechać kochanie... Myliłam się, że tutaj ktoś zapewni tobie bezpieczeństwo...-odpowiedziała mama. Spojrzałam ze łzami na twarz mamy, a potem ciotki..., ona cały czas mi się wpatrywała.
-Im dłużej będziesz zwlekać, tym gorzej... Tata tak naprawdę spakował twoje rzeczy..., chodź jedźmy...Posłu...-odrzekła mama, ale ciocia jej przerwała.
-Jeśli chcesz, aby sama podjęła decyzję, to daj jej samej myśleć-powiedziała ostro. Lekko się uśmiechnęłam. Mama mówiła, że nie zapewnili mi tu bezpieczeństwa.., a w domu było inaczej?! To właśnie tutaj poczułam się wolna..., jak zwykła siedemnastolatka. Poznałam nowych ludzi, bez żadnego przymusu oraz poznałam sama okolicę, a nawet miałam pracę. Owszem stała tu mi się krzywda, ale to była jedynie moja wina.Niczyja więcej. Wychodząc ze szpitala, okazało się, że w dokumentacji, Harry powiedział,, że to on namówił mnie na pójście do tego baru, a potem stracił mnie z oczu. Niall doszedł do niego później, tak więc on też nie był niczego winien. Potem ja zaczęłam wołać pomocy, a Niall mnie usłyszał. Harry za to pobiegł za chłopakiem, który mnie zaatakował, ale go nie dogonił, a potem przewieźli mnie do szpitala. Taką historię powiedział również Harry Liam'owi i moim rodzicom. Teraz wiedziałam dlaczego tak postąpił, chciał całą winę przenieść na siebie żebym nie odczuwała następnego stresu. Obronił mnie. Niestety tym razem poradziłam sobie sama...
-Harry to bardzo nie odpowiedzialny młodzieniec i nie wiem dlaczego Dorothy zaufała mu tak bardzo żeby miał ciebie pod swoją opieką. To było bardzo nieodpowiednie. On chyba nawet sobie nie zdawał sprawy co może ci się stać-powiedział tata. Spojrzałam na zielonookiego, ale on nadal miał spuszczoną głowę i nie reagował.
-Tata ma rację..., to było wręcz dziecinne zachowanie. Zastanawialiśmy się nawet, czy nie zgłosić go na policję, za niedopilnowanie ciebie-odrzekła z pogardą mama. Że co?! To już jest przegięcie.
-To jest bardzo mądry chłopak-powiedziała ze złością Dorothy.
-No właśnie widzieliśmy. Taki mądry, że naraził na śmierć nasze dziecko!-odrzekł ojciec ze złością.
-Nie zdajecie chyba sobie sprawy, że więżąc to dziecko, nasyłacie na nią smutek i nieszczęście! Tutaj czuła się wolna!-krzyknęła ciocia.
-My jej nie więzimy. My zapewniamy jej bezpieczeństwo!-odrzekła mama. Słuchałam ich coraz to bardziej narastającej kłótni. Wszyscy sie ze sobą kłócili. Tylko ja, Niall, Harry i Liam byliśmy cicho. nie mogłam już patrzeć na rosnącą nienawiść mojej rodziny względem siebie. Postanowiłam więc wszystko sprostować i powiedzieć prawdę. Tym razem nie ukrywałam się w cieniu Ukazałam, że ja wszystkiego się nie boję.
-Cisza!!!-wrzasnęłam na całe gardło. Z gniewem popatrzyłam na wszystkich. Nastała cisza. Wszyscy spojrzeli się na mnie, nawet blondyn i szatyn. Wtedy nie było odwrotu.
-Teraz niech wszyscy mnie posłuchają-odpowiedziałam- Ja również mam wiele do powiedzenia-rzekłam i odetchnęłam- Po pierwsze, nie powiedziałam, że chcę z tąd w ogóle wyjeżdżać-rzekłam i spojrzałam na rodziców, tata rozszerzył źrenice, a mama chciała coś powiedzieć, ale ja pokiwałam jej palcem. Zobaczyłam na Harry'ego, a jego oczy jakby zaświeciły radością.
-Po drugie, Harry kłamał. Tak naprawdę to wszystko było moją winą-odrzekłam i zaczęłam opowiadać całą historię z każdym detalem. W czasie mojego opowiadania patrzałam na rodziców po których mogłam spostrzec się, że byli zdziwieni. Harry natomist miał smutny wyraz twarzy i co chwilę kręcił głową, każąc mi przestać mówić, jednak ja kontynuowałam. Jedyne co pozostało nie zmienione to fakt, że powiedziałam iż winowajca uciekł, a Harry go nie dogonił. Skłamałam. Nie chciałam jednak wkręcać Harry'ego. to byłoby nie fair. Gdy skończyłam powiedziałam:
-Harry skłamał, bo chciał mnie bronić. Nie obwiniajcie go tylko mnie. To była jedynie moja wina. Oni mnie uratowali-rzekłam, a potem nastała długa i dziwna cisza. Po chwili jednak tata zapytał:
-to skąd oni niby wiedzieli, że jesteś w niebezpieczeństwie?-zapytał z dozą podejrzeń... No własnie. Tego to ja również nie wiedziałam. Nie mogłam powiedzieć, że nie wiem, bo to by oznaczało, że oni jednak są winni... Lena! Dalej, myśl! Od ciebie to wszystko zależy! Spojrzałam na Harry'ego, ale on jedynie uniósł brew, czekając na moją odpowiedź. Niall za to lekko się uśmiechał. Świetnie! Teraz to polecą kłamstwa.
-No bo...-zacięłam się. Lena! Dalej! Kiedyś byłaś mistrzem kłamstw!-Yyyy...nooo, bo... My z Harry'm od pewnego czasu się spotykamy...iii...często ze sobą piszemy...iiii....Harry zmartwił się, że tak długo nie odpisuje..yyy..iiii...namierzył mnie swoim telefonem..., a potem to już wiadomo...-powiedziałam ze stresem. Genialnie Lena! Lepszego kłamstwa to nie mogłaś wymyślić...Miałam jednak nadzieję, że każdy mi uwierzył. Spojrzałam na Harry'ego, a on szczerze się do mnie uśmiechał. W jego policzkach były widoczne te niebiańskie dołeczki! O. Mój. Boże... Lena!!! Wróć na ziemię!-skarciłam siebie w myślach. Cała się zarumieniłam. Rodzice spoglądali na mnie podejrzliwie. Liam był widocznie wkurzony, ale sie nie odzywał.
-Czyli... wy jesteście razem?-zapytał tata. Nie... Świetnie! Co ja miałam mu powiedzieć! Nie tato. Tak naprawdę to wszystko było kłamstwo. Lecz owszem, śnię o jego dołeczkach i jego oczach. On jest taki boski!-pomyślałam. Gdybym tak powiedziała na pewno odwieźliby mnie do psychiatryka...
-Yyyy.... nie do końca...-odrzekłam, a na mojej twarzy zakwitła kolejna warstwa rumieńców.
-Aha...-powiedziała mama. Co teraz nastąpi?
-Czyli chcesz zostać?-zapytała ciocia. Zaczęłam ją naprawdę kochać! Dzięki niej wyszłam z niekomfortowej sytuacji.
-Tak-odrzekłam, a mama pokiwała lekko głową, a tata miał skwaszoną minę. Po chwili jednak zaczęli przepraszać i za razem dziękować Niall'owi i Harry'emu, a potem gratulowali nam naszej świetnie zapowiadającej się "miłości". Ciocia rozpakowała moje walizki, a potem wszyscy zaczęliśmy robić wspólną kolację. Rodzice powiedzieli, że mają samolot jutro rano, a Liam odpowiedział, że musi jechać z nimi. Kiedy zasiedliśmy do stołu, zauważyłam, że z całej sytuacji nie był zadowolony jedynie niall i Liam. Liam rozumiem.., ale dlaczego również Niall? Kiedy zaczęłam nakładać sobie sałatki na talerz, odezwał się surowym tonem Liam:
-Jakoś wam nie wierzę.
-Ale o co ci chodzi?-zapytałam niepewnym głosem. Czyżby zaczął coś podejrzewać? Tylko nie to...
-Jakoś mi się nie chcę wierzyć, że się na wzajem kochacie-odrzekł. Proszę tylko nie to... Co ja maiałam mu powiedzieć. Nie byłam w stanie niczego zrobić.
-Co mamy zrobić żebyś nam uwierzył?-zapytał Harry spokojnym głosem. Hmm..., czyli on również trwał w moim kłamstwie.
-Hmm..., pocałunek może każdy udać, pustym czynom również nie uwierzę...., jednak pod pewną przysięgą, powiecie sobie na wzajem, że się kochacie-odrzekł z dumą.
-Liam...-zaczęła ciocia, jednak on ją zignorował i uniósł jedną brew. Harry odwrócił się do mnie twarzą, a ja spojrzałam w jego piękne szmaragdowe oczy, które uratowały mnie i wkurzały oraz pocieszały. Po co ja w ogóle kłamałam? No tak..., żeby chronić Harry'ego..dla niego było warto...
-Powtarzajcie moje słowa-odrzekł Liam- Pod przysięgą świętego Michała Archanioła i wszystkich jego braci oraz za sprawą samego jego pana, mamy powiedzieć następujące słowa...-rzekł, a my razem z nim. Harry spojrzał mi głęboko w oczy i odpowiedział swoim głębokim i zachrypniętym głosem:
-Kocham cię.
Moje serce zadrgało. Wokół zrobiło się dziwnie duszno. Jego oczy były takie cudowne...
-Kocham cię-odpowiedziałam również słabym od emocji głosem. Harry zamrugał parę razy oczami, jakby wybudził się z transu, a potem odwrócił głowe i spojrzał na Liam'a.
-Teraz nam wierzysz?-zapytał z wyższością.
-Tak-rzekł z wyrzutami mój brat. Następnie wszyscy wrócili do wcześniejszych rozmów i jedzenia. Jednak ja nie byłam już nic w stanie więcej zjeść.
Nie wiem, o co chodziło Liam'owi z tą przysięgą. Ja nie wierzyłam w Boga, więc dla mnie to nie miło większego znaczenia, jednak widać było, że dla Harry'ego- owszem. Ciszyłam się, że mamy to już za sobą, oraz, że oprócz kłamstwa, przysięga mnie nie dotyczyła i jej nie złamałam. Jednak w głębi serca i duszy, wiedziałam, że mogłabym nawet przysiąść na swoje własne lub życie moich najbliższych, że kocham Harry'ego, a nie skłamałabym. Bo tak naprawdę gdzieś głęboko w moim sercu narodziła się miłość, do tego pięknego chłopaka o szmaragdowych oczach, pięknych dołeczkach, wspaniałym ciele, cudownym głosie i czerwonych ustach. Narodziła się miłość, której już nie byłam w stanie zatrzymać, choć o tym, nie wiedziałam. Najbardziej jednak było mi przykro, że ja powiedziałam mu prawdę, a on skłamał, że mnie kocha....
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
HARRY
Rzekłem te słowa "Kocham cię". Przed przysięgą nie ma kłamstw...
Najbardziej jednak było mi przykro, że ja powiedziałem jej prawdę, a ona skłamała, że mnie kocha....
____________________________________________________________________________________
Heloł!
Parę info:
*Przepraszam, że ostatnio nie dodałam żadnego rozdziału... Bardzo was przepraszam, jednak zawsze kiedy miałam to zrobić, coś mi wypadało.Wiem, że to nie jest usprawiedliwienie, jednak mam nadzieję, że mi wybaczycie...
*Dziękuję wam za wszystkie wyświetlenia i za to, że czytacie :****
*Cieszyłabym się gdyby KTOŚ pisał JAKIEŚ komentarze. Chciałabym wiedzieć czy wam się to podoba, czy nie. :P
*Życzę miłego tygodnia :D
Piękny rozdział! Smutno mi się zrobiło, że oni myślą że każdy z nich kłamał w słowach ''Kocham cię'' :(- ty jednak wredna jestes :) M
OdpowiedzUsuńJejku, niech oni wiedzą, że się nawzajem kochają, a nie!
OdpowiedzUsuńAga